Maciej Englert Jubilatem! Tomasz Mościcki pisze:
Dyrektor Teatru Współczesnego obchodzi jubileusz 50 - lecia pracy reżyserskiej.
ISTOTNA „NIEWIDZIALNOŚĆ”
6 lutego 1971 roku premierą „Iskrą tylko” Zbigniewa Jerzyny rozpoczął reżyserską drogę artystyczną Maciej Englert. Kronikarze życia teatralnego ostatniego półwiecza mają i mieć będą kłopot z lapidarnym podsumowaniem i opisem jego teatralnej twórczości. Z pierwszego zawodu aktor, absolwent warszawskiej PWST, legendarnego rocznika 1968, z którego w świat polskiego teatru poszła wyjątkowo liczna gromada artystek i artystów polskiego teatru, których działalność i twórczość zapisała się na trwałe na jego historycznych kartach. Człowiek teatru, który dokonał świadomego wyboru swego w nim miejsca: nie w scenicznych reflektorach, ale w półmroku pustej jeszcze widowni, umożliwiający tym skąpanym w teatralnych światłach by ich sztukę pokazać w całym jej bogactwie. Został – ku chwale polskiego teatru – reżyserem. Dorobek tego półwiecza to blisko 80 realizacji teatralnych – sceny Warszawy, Szczecina, Wrocławia. Niemal 30 spektakli telewizyjnych, także reżyserie w teatrze radiowym. Już sucha statystyka pokazuje artystyczną aktywność Macieja Englerta: na każdy rok jego pracy przypadają 2 przedstawienia. Statystyka jednak to tylko liczby. Podziw wzbudza spektrum tych dokonań, wachlarz reżyserskich zainteresowań, a nade wszystko: umiejętności. Realizacje szekspirowskie tuż obok inscenizacji wielkiej literatury rosyjskiej, Mrożek, Witkacy. To literatura wysoka, powód do dumy każdego reżysera. A pomiędzy nimi komedie i farsy – z tych ostatnich Englert uczynił wysoki gatunek teatralny. I dokonania na tym polu przez znawców stawiane są na równi z inscenizacjami gigantów literatury dramatycznej.
Nic w tym dziwnego. Maciej Englert po prostu wie jak robi się teatr. Intelektualna dyscyplina dająca możliwość przeprowadzenia przez scenę najsubtelniejszego myślowego wywodu, mordercza konsekwencja jego realizacji (czemu mordercza – wiedzą wszyscy, którzy z nim pracowali – bywało niełatwo, co potem osładzał smak sukcesu!), znajomość aktorskiego rzemiosła, umiejętność egzekwowania najszerzej pojmowanego scenicznego dialogu. To wszystko nazywa się rzemiosłem. Maciej Englert jest bowiem nie tylko artystą. Jest też rzemieślnikiem. Tylko w naszym kraju to słowo ma pejoratywny wydźwięk. W szczęśliwszych krainach takich rzemieślników najwyższej klasy otacza się bowiem najwyższym szacunkiem.
Jeśli o poprzedniku Macieja Englerta w Teatrze Współczesnym – Erwinie Axerze mówiono za Edwardem Csató, że uprawia „reżyserię aksamitną” – o jego reżyserskiej sztuce mówi się „reżyseria niewidzialna”. Choć można to uznać za określenie krzywdzące – to paradoksalnie jest w nim najwyższe uznanie. Bo ta niewidzialna reżyseria to służba tekstowi i myśli autora by jak najtrafniej przeprowadzić ją inscenizacyjnie przez całe przedstawienie używając do tego całej swojej wiedzy jako reżysera znającego zasady funkcjonowania teatru. Osobiście wolę ja ową „niewidzialną reżyserię” od zbyt licznych ostatnio dzieł teatralnych, w których reżyseria jest widoczna tak bardzo, że aż nie daje się na nią patrzeć.
Pół wieku twórczości reżyserskiej. 40 lat dyrekcji Teatru Współczesnego. Minęły dekady, a teatr Englerta jako zjawisko artystyczne, ale i miejsce na mapie Warszawy trwa – także jako jeden z nielicznych już bastionów rzetelności, szacunku dla widza. To zjawisko, w którym nasza tłamszona coraz bardziej inteligencja rozumiana i jako dyspozycja umysłu i grupa społeczna czuje się po prostu dobrze i u siebie. I czeka na następne przedstawienia reżyserowane w ten „niewidzialny”, ale jakże zauważalny sposób.
Tomasz Mościcki