Awantura w Chioggi - pokaz online
Awantura Chioggi Carla Godoniego, Joanna Godlewska, Przegląd powszechny nr 9, 1.09.1993
Istnieje obiegowa opinia, że nic się tak szybko nie starzeje, jak komedie.
Jest to oczywiście stwierdzenie z gruntu fałszywe, najprawdopodobniej ukute przez teatralnych nierobów, zwolenników łopatologicznej dosłowności. Przez osobników, którym konwencja epoki przesłania istotę rzeczy i którzy poprzestają na skonstatowaniu odmienności stylistyk, a rezygnują z dotarcia do nie zmieniających się treści. Reżyserzy tego typu przy realizacji jakiejś klasycznej komedii wybierają zazwyczaj najłatwiejsze drogi; decydują się albo na mniej czy bardziej prymitywne uwspółcześnienie, albo na tzw. stylizację, z założenia odczłowieczającą postaci sztuki.
Maciej Englert stara się unikać podobnych chwytów, opatrzność wyposażyła go zresztą w rzadki zmysł, który pozwala mu odcyfrować naturę komizmów pochodzących z najrozmaitszych epok i krajów. Najnowszym tego dowodem jest ostatnia premiera Współczesnego, „Awantura w Chioggi”, którym to przedstawieniem Współczesny włączył się w międzynarodowe obchody
200. rocznicy śmierci Goldoniego. Stylizacji, lub inaczej - teatralizacji, podlega tu głównie warstwa najbardziej zewnętrzna, czyli sceneria akcji. Dekoracja - placyk w portowym miasteczku, horyzont, na którym widnieją łodzie przycumowane do nabrzeża - jest w prostej linii praprawnuczką typowych zestawów scenograficznych dawnego teatru, zwanych wolną okolicą. Świadomy żart, zabarwiony chyba odrobiną nostalgii, a podkreślany kurtynką z gazy,
która chwilami przesłania scenę i staje się sygnałem, że oto oglądamy obrazek
z dawnej epoki teatralnej.
Całe przedstawienie ma wyrazistą konwencję, ale kształt ten nie jest efektem natrętnych, formalizujących zabiegów, lecz rezultatem starannie wyreżyserowanych relacji pomiędzy postaciami i zabawnych pomysłów, współkomponujących soczysty wizerunek Chioggi i wyznaczających rytm życia miasteczka.
Na tym tle rozgrywa się akcja, o której sam Goldoni pisał w swoich pamiętnikach, że jest bez znaczenia, bowiem sukces zawdzięczała sztuka przede wszystkim odmalowaniu natury, czyli sportretowaniu licznego i hałaśliwego ludku rybaków, majtków, kobiecinek, których jedynym miejscem spotkań towarzyskich jest ulica.
W przedstawieniu Englerta bohaterowie Goldoniego są także malowani
z natury - z ludzkiej natury, która specjalnie nie zmieniła się, i dlatego nie potrzeba tu żadnych aktualizujących „grepsów", scenicznych przypisów,
które przybliżałyby dzisiejszej widowni te postacie. Uczucia, pasje, które nimi kierują, są całkowicie zrozumiałe i w dużej mierze dzięki temu tak śmieszą publiczność. Większość aktorów bezbłędnie wpasowała się w styl spektaklu, tworząc postaci wiarygodne, choć przecież budowane w sposób daleki od naturalizmu - udało się, krótko mówiąc, utrzymać równowagę pomiędzy jaskrawym komizmem, nie przeradzającym się w groteskę, a realizmem.
Na prawdziwy podziw zasługuje umiejętność wygrywania prześmiesznych aktorskich wariacji, dla których punktem wyjścia jest przecież zwykle jedna tylko charakterystyczna cecha bohatera; myślę tu przede wszystkim o rolach Krzysztofa Kowalewskiego, Bronisława Pawlika, Adama Ferencego, Agnieszki Suchory, Ewy Gawryluk, Joanny Jeżewskiej, Marii Mamony. Osobno trzeba wspomnieć o Marcinie Trońskim w znakomitej rólce Woźnego Sądowego, będącego postacią żywcem wyjętą z commedia dell’arte. Spośród aktorów rozczarowanie budził właściwie jedynie Henryk Bista jako Koadiutor, postać mająca być porte-parole autora (Goldoni był w Chioggi urzędnikiem kancelarii sądowej). Tego reżyserskiego pomysłu nie udało się jasno wyartykułować na scenie, a Bista wypadł po prostu nijako; to potknięcie jednak nie miało wielkiego wpływu na reakcje premierowej widowni.
Wbrew wcześniejszym przepowiedniom pesymistów, „Awantura" we Współczesnym nie okazała się więc nużącą jubileuszową celebrą na cześć encyklopedycznej figury, lecz przeciwnie - autentycznym hołdem, złożonym wielkiemu autorowi komedii. Komedii, jak to się pięknie mówi, „wiecznie żywych".