Cud, że jeszcze żyjemy
Czy może to być stwierdzenie bardziej aktualne w obecnych czasach?, Katarzyna Jakubiak , Dziennik teatralny , 14.12.2024
„Cud, że jeszcze żyjemy!" - aut. Thornton Wilder - reż. Marcin Hycnar - Teatr Współczesny w Warszawie
Warszawska inscenizacja, w reżyserii Marcina Hycnara, w Teatrze Współczesnym zadebiutowała w czasach, kiedy na świecie toczą się wojny, a użycie broni jądrowej wcale nie jest tak nie możliwe. Co ciekawe sztuka Thorntona Wilder'a, której prapremiera miała miejsce w Connecticut, a potem przeniesiona na deski Broadway'u została napisana w 1942 roku już po atakach na amerykańskie bazy wojskowe.
Spektakl zaskakujący zarówno w swej fabule jak i interpretacji, ale ponadczasowością zjednuje sobie widzów, właściwie już od pierwszych scen. Nie mały udział ma w tym grająca jedną z głównych ról, znakomita Barbara Wypych, aktorka Teatru Współczesnego, kreująca postać pomocy domowej głównych bohaterów - Państwa Antrobus, łatwo nawiązuje dialog z widzem i tak już pozostaje do końca przedstawienia, podczas którego wciela się także w inne postacie przenosząc nas tym samym w oddzielne fabuły i czasy.
I tu trzeba pochylić się nad jego ponadczasowością, co podkreśliłam już na początku. Jest to sztuka opowiadająca o losach pozornie typowej amerykańskiej rodziny, w której każdy może znaleźć odniesienie do któregoś z bohaterów. Państwo Antrobus, dwoje dzieci i ich pokojówka Lily Sabina, przeszli już w życiu wszystko, a nadal żyją i patrzą w przyszłość z optymizmem. Innowacyjnym zabiegiem autora jest jednak umiejscowienie czasowe postaci, począwszy od pierwszych ludzi, a na współczesnych czasach skończywszy, przy czym współczesne autorowi czyli lata czterdzieste ubiegłego wieku kiedy powstała sztuka, z powodzeniem możemy określić również współczesnymi dla nas, bo które pokolenie nie zaznało wojny, głodu, kataklizmu czy epidemii?
Kwestia tylko czy dotknęły nas bezpośrednio czy gdzieś z oddali. Przy delikatnych sugestiach Barbary Wypych czyli Lily Sabiny podążamy za bohaterami towarzysząc im w każdej niedoli, konflikcie rodzinnym, a nawet epoce lodowcowej, ponieważ Państwo Antobus grani przez Joannę Jerzewską i Mariusza Jakusa właśnie świętują 5 tysięcy lat swojego małżeństwa. Tak, tak to nie żaden błąd, ale celowy zabieg Wildera, który uzmysławia nam, że wszystko już było i wszystko jeszcze będzie. Scenografia Martyny Kander pozwala z łatwością poczuć ogrom tego świata, jest ekspresyjna, monumentalna i minimalistyczna w środkach jednocześnie. A przy tym pomaga widzom zorientować się w jakich czasach znaleźli się właśnie Państwo Antroubus.
Za sprawą kostiumów Anny Adamek możemy wręcz przenieść się do amerykańskiego snu, żeby zaraz potem poczuć jak zimno musiało być ludziom pierwotnym. Warto również zwrócić uwagę na reżyserię świateł Karoliny Gębskiej, dzięki której płynnie przechodzimy z jednej epoki w drugą.
Wróżka Agnieszki Suchory, chociaż jest rolą drugoplanową, to pozostaje w pamięci, a podczas spektaklu niby niepozorna, to jednak utrzymująca uwagę widza, który czasem nawet częściej spogląda co dzieje się właśnie u jej bohaterki niż na pierwszym planie. Aktorce należą się za to brawa.
Mijają wieki, pokolenia, a my właściwie nic się nie zmieniamy, tylko walczymy o lepsze jutro, o dobra materialne, prestiż, a że u nas oznacza co innego niż w epoce lodowcowej? Cóż, niezmienne pozostają ludzkie pragnienia i tego pewnie nic nie zmieni, a nasi pra pra pra wnukowie znowu wystawią „Cud, że jeszcze żyjemy" i będą rozważać jak w życiu jedyną pewną jest zmiana. „Cud, że jeszcze żyjemy" Marcina Hycnara, pozostawia nadzieję, że mimo nieustającej zmiany i potrzeby innowacji w środkach przekazu, to teatr pozostaje teatrem, miejscem, gdzie świadomy widz otrzymuje coś do rozważań, intelektualną pożywkę.
Biorąc pod uwagę, że spektakl ten jest pierwszą premierą w Teatrze Współczesnym za kadencji nowych dyrektorów: Wojciecha Malajkata i właśnie Marcina Hycnara, wiemy już że twórcy i artyści będą nas zaskakiwać, ale raczej pozytywnie.