Wieczór Trzech Króli
Szekspir, czyli tego właśnie chcemy, Andrzej Li, Trybuna nr 163, 16.08.1991
Po nieudanym „Don Juanie” Moliera wybrałem się ponownie do Warszawskiego Teatru Współczesnego. Tym razem na wcześniejszą premierę „Wieczoru trzech króli” Wiliama Szekspira.
Chciałem sprawdzić, czy teatr, który zawsze bardzo sobie ceniłem, obniżył swe loty, czy po prostu zrobił jedno gorsze przedstawienie, co także może się zdarzyć.
Z przyjemnością mogę napisać, że wszystko jest w porządku. Szekspir Macieja Englerta jest bardzo dobrym przedstawieniem. Zalicza się do tego najcenniejszego nurtu teatru, który prócz spotykanej tu na co dzień wysokiej jakości artystycznej charakteryzuje się także tym, te nawiązuje swymi przedstawieniami żywy, autentyczny, a momentami nawet zaskakujący kontakt
z publicznością. Nazwa „Współczesny” była w tym teatrze zawsze na swój sposób ważna. Znaczyć mogła wiele, ale bodaj zawsze zadawano sobie tu pytanie o to, co dziś w teatrze jest „współczesne”.
„Wieczór trzech króli” ma wszystkie cechy dobrego przedstawienia. A przede wszystkim tę, że wytrzymuje z łatwością wiele możliwości interpretacyjnych, które kojarzą się z Szekspirem i z tradycją grania tej komedii. Trochę w myśl zasady drugiego członu tytułu „Wieczoru trzech króli”, że jest tam to,
„co chcecie”, aby było.
Bo jest to i Szekspir najprawdziwszy. Ze wszystkimi nawiązaniami do Teatru Elżbietańskiego. Z pełnym respektowaniem symultaniczności planów, płynnością akcji. Zdynamizowanej jeszcze dzięki inteligentnym skreśleniom, które w teatrze z innego czasu i innego języka, pełniły funkcję powtórzeń i rekapitulacji.
Jest to Szekspir mądry i uniwersalny. Potwierdzający te przekonania,
że to właśnie komedie są źródłem głębszej wiedzy o człowieku i jego mechanizmach życiowych, niż ta, która wynika z tragedii.
Jest to Szekspir współczesny. Bez trudu można patrzeć na to przedstawienie jako na rzecz o manipulacji. Trochę w dobrotliwej konwencji żartu i zabawy,
ale przecież i sam mechanizm manipulacji, ma swe najrozmaitsze odmiany. Istota wszak jest podobna. Ma zawsze służyć zdobyciu jakiegoś celu.
Jest to Szekspir radosny, żywy i dowcipny. Stwarzający jednocześnie możliwość zachowania pełnego dystansu w stosunku do scenicznych, gwałtownych nieraz emocji postaci z przedstawienia.
Jest to Szekspir bardzo teatralny. Stwarzający reżyserowi możliwość uprawiania takiego teatru, który lubi i potrafi. Aktorom szanse zagrania wielu ról z prawdziwego zdarzenia. Pełnych, tętniących życiem, a jednocześnie bardzo powymyślanych na scenie. Bardzo wielu aktorów wykorzystało taką szansę. Właściwie spektakl przez cały zespół jest dobrze zagrany. Do swych biografii artystycznych role z tego przedstawienia zapewne dopiszą: Wiesław Michnikowski (Chudogęba), Krzysztof Kowalewski (Czkawka), Krzysztof Wakuliński (Malwolio), Adam Ferency (Błazen). Zabawny Jest dwór Wojciecha Wysockiego (Orsyno). Bardzo przyzwoicie poradziła sobie Agnieszka Suchora z arcytrudną rolą Wioli. Starannie i ze sporą klasą realizowana jest „żywa” muzyka. Także warta odnotowania, co zdarza się niestety coraz rzadziej w dzisiejszym teatrze, jest scenografia Marcina Stajewskiego.
Jest to wreszcie Szekspir Macieja Englerta, którego bodaj największą zaletą jest to, że jako jeden z nielicznych dziś reżyserów, potrafi robić zdumiewający, jak na nasze czasy, teatr wewnętrznej równowagi. Teatr, w którym naprawdę wszystko jest w takich proporcjach, rytmach, nasyceniach, iż całość sprawia wrażenie, jakbyśmy żyli w innym, lepszym świecie.
Co chcecie? To przecież teatr!