Król umiera czyli ceremonie
Jaszcz, Trybuna ludu, 15.06.1963
Sztuka Ionesco jest wyrazem laickiego ale i pesymistycznego spojrzenia na człowieka. Gdy człowiek umiera - umiera cały jego świat. Ale czy człowiek umiera tylko tak jak Berenger, bez jakiejkolwiek idei, bez zrozumienia, że żył z sensem, że myśl jego przetrwa? Zawsze byłem zdania, że dzieło teatralne Ionesco, jeśli jest groteską - a jest groteską, zniekształcającą kontury i profil świata - jest groteską tragiczną. Słynne "Krzesła" Ionesco - to złe przedstawienie, choćby sto razy miało paryski stempel i może nawet oportunistyczne przyzwolenie autora. Akcenty zjadliwego humoru brzmią i w "Ceremoniach". Ale pobudzają tylko do sardonicznego grymasu, ani na moment nie pozbawionego goryczy. To ciężka, męcząca, choć z talentem napisana sztuka. Jej związki z nihilizmem Becketta są dostrzegalne z najskromniejszego miejsca, ale Ionesco jest lepszym majstrem teatralnego rzemiosła niż były sekretarz zmarłego mistrza Joyce’a, i sztuka jego dociera do szerszych kręgów. Do Warszawy trafiła prędzej niż do innych miast poza Paryżem. Po "Temacie z wariacjami" - ta nowa końska dawka filozofii pesymizmu natrafia na publiczność oporną, ale przejętą tym, co jej na scenie pokazują w sposób świetny - do którego nas zresztą przyzwyczajono w Teatrze Współczesnym. Jerzy Kreczmar żadnego nam nie szczędził szczegółu umierania delikwenta i mordowania jego związków ze światem, choć pewne skróty i stonowania retoryki wyszłyby chyba widowni na korzyść. Posępne dekoracje Jana Kosińskiego, towarzyszą z godnością umieraniu, zanikaniu człowieka. Muzyka Zbigniewa Turskiego towarzyszy zastrzykami forte umieraniu skazanego na śmierć organizmu, zdrowych płuc, serca jak dzwon. Umierającego Berangera gra Tadeusz Fijewski i talent dramatyczny tego aktora, często ograniczony do ról groteskowych o podłożu farsowym, połyskuje w cieniu sztuki pełnym blaskiem. Berenger Fijewskiego umiera chyba tak jak wyobrażał sobie autor.