Zabójca
Zabójca bez trupa?, Nadia, www.kulturaonline.pl, 15.02.2013

Problem zbrodni i zła fascynował artystów od czasów starożytnych. Psychologią postaci mordercy zajmował się już Szekspir, a najlepszym obrazem mordercy w europejskiej prozie jest Rodia Raskolnikow ze "Zbrodni i kary" Dostojewskiego.

Ten ostatni bohater zainspirował także Aleksandra Mołczanowa do zastanowienia się nad problemem podjęcia decyzji o zbiciu człowieka. Mołczanow, dziennikarz, pisarz i autor tekstów scenicznych oraz scenariuszy, zainteresował się głównie tym, kiedy i w jakich okolicznościach zapada decyzja o tym, że kogoś należy zabić.

"Zabójca" wystawiany w Teatrze Współczesnym w Warszawie w reżyserii Wojciecha Urbańskiego nie jest uwspółcześnioną wersją "Zbrodni i kary", jednak widać w tekście głębokie zainteresowanie psychologią postaci w ogóle oraz torem myśli zbrodniarza. Sztuka niesie też ze sobą refleksję i znak zapytania nad kwestią czy jeśli podejmiemy decyzje o zamordowaniu kogoś, jeśli jesteśmy na to gotowi i czujemy się do tego zdolni, to czy już przyjmujemy rolę mordercy. Czy można być zatem mordercą nie popełniwszy zbrodni?

Historia sama w sobie nie jest skomplikowana. Z powodu karcianego długu Andriej (Mateusz Król), student na uniwersytecie w Moskwie, ma zabić jednego z dłużników Sieki (Michał Mikołajczak), a wtedy ten umorzy mu dług. Andriej przystaje na ten układ, choć wcale nie ma zamiaru nikogo zabijać. Chce wyciągnąć pieniądze od matki i spłacić karciarza. Nadarza się ku temu okazja, bo Sieka nie zamierza puszczać Andrieja samego w podróż do odległej wioski. Ma mu towarzyszyć Oksana (Kamila Kuboth), której też nie podoba się jednak pomysł z zabijaniem, i dopilnować, żeby chłopak wykonał zadanie.

Opowieść rozwija się dynamicznie i wciąga wątkiem sensacyjnym, chociaż wcale nie ma w niej kwestii dialogowych. Widz śledzi fabułę przez pryzmat refleksji i rozmyślań bohaterów, którzy oceniają siebie wzajemnie, snują marzenia o przyszłości, wracają do dzieciństwa i zastanawiają się nad własnym życiem w nowej rzeczywistości, w której znaleźli się idąc na studia, uciekając z odległych miasteczek Rosji.

Historia nie jest jednak mroczną opowieścią o ciemnych sprawkach rosyjskiego podziemia. Przepełnia ją spora doza czarnego humoru, który dodatkowo ubarwiają sprzeczne obserwacje bohaterów, dotyczące najczęściej tych samych sytuacji. To co jednych przytłacza, innych nie zajmuje, a to, że czasem ktoś myśli, że jest "dupkiem" ma odzwierciedlenie w rzeczywistym obrazie jaki wyrobiła sobie na ten temat druga osoba, ale bardzo często na podstawie innych przesłanek.

Od początku widz ma przeczucie, że banalna historyjka będzie miała jakiś nieoczekiwany finał. Nie jest to bowiem tylko kryminalna opowieść z wątkiem psychologicznym. To co upodobnia Andrieja do bohatera Dostojewskiego to także dylematy na temat istnienia boga i tego jaki ten bóg jest. Student rozważa to dlaczego znalazł się w takiej sytuacji, jaki szereg "przypadków" sprawił, że niektórym jego kolegom z dzieciństwa inaczej potoczyło się życie. Na podstawie refleksji Andrieja staje się jasne, że ponieważ w jego życiu ciągle idzie coś nie tak to trup musi się pojawić, ale może niekoniecznie ten zamierzony i że wypadki mogą potoczyć się inaczej niż planował.

Ostatecznie bohater stwierdza, że ta cała zagadkowa konstrukcja jego życia musi mieć jakiś głębszy sens i cel. Konieczne jest tylko, aby ten cel odszukał. Przychodzi mu to dość łatwo. Od wieków w sztuce i literaturze przy śmierci i grozie pojawiała się namiętność i miłość. W "Zabójcy" nie jest inaczej, a bohater zaczyna rozumieć, że istotą boskości i siłą napędową świata jest właśnie miłość, a nie przemoc i nagle wszystko zaczyna iść tak jak powinno. Bo przecież każdy Rodia musi mieć swoją Sonię

 

Deklaracja dostępności