Po obejrzeniu najnowszego spektaklu w Teatrze Współczesnym coraz bardziej dochodzę do wniosku, że teatr sensu stricte tradycyjny wcale się nie zestarzał, ale w zalewie nowoczesności trzyma się bardzo dobrze. Czego najlepszym dowodem jest właśnie "Saszka", pięknie wyreżyserowana przez Wojciecha Urbańskiego i znakomicie zagrana opowieść o skomplikowanych, bolesnych relacjach rodzinnych.
W tym spektaklu nie ma zbędnych fajerwerków, jest za to rzetelne aktorstwo i uczciwa reżyseria oraz wzruszająca, głęboka historia zawieszona między jawą a snem. Mężczyzna w średnim wieku po śmierci obojga rodziców próbuje odnaleźć klucz do zrozumienia więzów, łączących członków jego rodziny. Najbardziej jednak nurtuje go pytanie, czy jego ojciec, który wychowywał go surowo i nie okazywał mu miłości, naprawdę do kochał. Tego pytania nie zdążył zadać mu za życia, próbuje więc uzyskać odpowiedź po śmierci ojca, kiedy ten pojawia się w jego snach.
Świetnie napisana, spójna i niezwykle poetycka sztuka białoruskiego dramaturga, aktora i reżysera, Dmitrija Bogosławskiego, od pierwszej minuty aż do finału oscyluje między jawą a snem, zawieszona jest w rojeniach głównego bohatera.
Saszka, mężczyzna koło czterdziestki, po śmierci ojca przeprowadza się do starego, rodzinnego domu. Tam w snach nawiedza go ojciec, z którym za życia nie umiał rozmawiać, teraz też nie potrafią się porozumieć. W majakach sennych ojciec wydaje mu rozkazy, podczas gdy Saszka usilnie chce się dowiedzieć, czy jego rodziciel go kochał. Niekiedy zamieniają się rolami i wtedy ojciec zadaje synowi to fundamentalne pytanie.
Saszka ma cztery siostry, z którymi łączą go bardzo luźne relacje. Dwie z nich wyjechały w świat, jedna jest ukrytą alkoholiczką. Więź czuje tylko z Anią, której nie poszczęściło się w życiu, sama bowiem wychowuje troje dzieci.
Pewnego dnia do miasteczka przyjeżdżają dawno nie widziane siostry. Ich pojawienie się jest zapowiedzią nadciągającej tragedii. Trzy z nich bowiem chcą sprzedać ojcowiznę, która tak naprawdę nic dla nich nie znaczy. Potrzebują pieniędzy i tyle. Stary, rodzinny dom, ma znaczenie tylko dla Saszki, który w jego murach chce obudzić niedopowiedziane historie, wskrzesić zmarłych, wysłuchać ich zwierzeń.
Autor sztuki, Dmitrij Bogosławski, zawiesza opowieść między teraźniejszością a przeszłością, między życiem a śmiercią. Bohaterowie zamieniają się rolami, prawda miesza się z fałszem, do końca nie wiemy, co zdarzyło się naprawdę.
Spektakl we Współczesnym podbił moje serce delikatnością w opowiedzeniu zawikłanej historii rodzinnej, atmosferą pełną poezji, w której zanurzona jest każda scena.
Wielka to zasługa aktorów, którzy zaprezentowali najwyższy kunszt aktorski. Na szczególne brawa zasługuje Borys Szyc w tytułowej roli zagubionego, wrażliwego człowieka, który próbuje zrozumieć otaczającą go rzeczywistość i panujące w niej relacje oraz Janusz Michałowski jako zdystansowany, na pozór surowy, ale potrafiący wydobyć z siebie niezwykłe pokłady ciepła ojciec.
Na uwagę zasługuje także Monika Kwiatkowska jako ciepła, pełna czułości siostra głównego bohatera oraz Sławomir Orzechowski w roli Alberta-medium, który potrafi nawiązać kontakt ze zmarłymi.
"Saszkę" we Współczesnym polecam wszystkim bardzo. Za całokształt.