Saszka
Na deskach... Teatru Współczesnego - sen w dwóch aktach, Hanna Karolak, Gość Niedzielny, 22.02.2014
Na deskach... Teatru Współczesnego - sen w dwóch aktach
- Najważniejsze pytanie, jakie zadaje zmarłemu ojcu Saszka - "Tato, czy Ty mnie kochałeś?" - pozostaje bez odpowiedzi. Ale czy na pewno?
W tym spektaklu nic nie jest "na pewno". Gdy wychodziłam po "Saszce", ostatniej premierze Teatru Współczesnego, dochodziły do mnie słowa: "To taki prawdziwy teatr". Zdałam sobie sprawę, że myślę podobnie. Tyle że musiałam uporządkować swoje odczucia. Bo co to jest prawdziwy teatr? I dlaczego "Saszka - sen w dwóch aktach" na takie miano zasługuje? Skromna historia, prości ludzie, rodzina rozdzielona drobnymi konfliktami, zawał ojca, który nie pogodził się z odejściem żony i nie bardzo widział sens dalszego życia. Wszystko zwyczajne. Niby tak. A jednak jest w tym spektaklu tajemnica, a teatr bez tajemnicy nie jest, jak myślę, prawdziwym teatrem. Dlaczego co noc odwiedza bohatera zmarły ojciec?
Tytułowy bohater, Saszka, świetny w tej roli, ciepły i bezpretensjonalny Borys Szyc (druga tak znakomita po Hamlecie rola) przenosi się po śmierci ojca do domu swojego dzieciństwa, jakby tu szukał odpowiedzi na pytanie, kim jest i czy to jego życie jest komukolwiek potrzebne. Ojciec wydaje mu w czasie nocnych wizyt polecenia: napraw studnię, dbaj o wodę... Ale Saszka pyta go tylko o jedno: "Tato, czy ty mnie kochałeś?". Ojciec uchyla się od odpowiedzi, a przecież z rozmów z sąsiadem przed śmiercią dowiadujemy się, że właśnie Saszkę, trochę nieudacznika, kochał najbardziej. Jest więc ten spektakl zawieszony nie tylko między snem a jawą, ale też między życiem a śmiercią. Ojciec wie, że w końcu Borys Szyc w tytułowej roli zadziwia wrażliwością i dojrzałością swego bohatera po Saszkę przyjdzie, ale na razie Sasik, jak czule w dzieciństwie nazywała go jedna z sióstr, ma jeszcze coś ważnego do zrobienia. Musi walczyć o dom, w którym zamknięte są najlepsze wspomnienia. O dom, który siostry żyjące gdzieś daleko swoim własnym życiem chcą sprzedać.
Reżyser Wojciech Urbański, studiując w Akademii Teatralnej w Petersburgu, zetknął się bliżej z metodą Stanisławskiego i nie ukrywa, że w teatrze interesują go przede wszystkim ludzie. Dlatego zainteresowała go sztuka białoruskiego dramaturga Dmitrija Bogosławskiego. Więc może to jest prawdziwy teatr? Teatr, który rodzi się z tajemnicy, ale dociera do wnętrza człowieka? Bo czy nie jest tajemnicą każdy człowiek? Dociekanie, choć nie poznanie nigdy do końca tej tajemnicy, jest najbardziej intrygujące.