Kto chce być Żydem ?
Czy można oszukać własną pamięć?, Magda Kuydowicz, Teatr dla Wszystkich, 21.12.2021
"Kto chce być Żydem?" Marka Modzelewskiego w reż. Wojciecha Malajkata w Teatrze Współczesnym w Warszawie oraz "Niepamięć" Marka Modzelewskiego w reż. Piotra Ratajczaka, koprodukcja Teatru Garnizonu Sztuki w Warszawie i Teatru im. Stefana Jaracza w Łodzi. Pisze Magda Kuydowicz w Teatrze dla Wszystkich.
Nie ma nic złego w komercyjnym pomyśle na teatr. Zgrabnie napisana, dowcipna i refleksyjna sztuka, dobrzy aktorzy, zręczna reżyseria i widownia dobrze się bawi. Od miesięcy na polskich scenach trwa nieformalny „festiwal sztuk Marka Modzelewskiego”. Pisałam już o „Wstydzie”, były recenzje z „Inteligentów”, czas na refleksje po dwóch kolejnych produkcjach teatralnych opartych na tekstach dramatycznych zdolnego lekarza – radiologa.
Pozornie spektakle „Kto chce być Żydem?” i „Niepamięć” niewiele łączy. Oba są tak sformatowane i pomyślane, aby widz na różnych poziomach percepcji – ten wykształcony i ten, który o Holocauście czy przemocy seksualnej słyszy po raz pierwszy – przypatrywał się z równym zainteresowanie historycznym i społecznym procesom. A także problemom ludzkim, takim jak kryzys związku z powodu braku lojalności i ujawnienia grzechów z przeszłości („Niepamięć’), czy rozpad rodziny przez nieprzepracowanie traumy związanej z ponurą rodzinną tajemnicą („Kto chce być Żydem?”). Kluczowym problemem bohaterów obu przedstawień jest jednak traktowanie pamięci jako pojęcia względnego i trudnego do zdefiniowania. Okazuje się bowiem, że często pamiętamy rzeczy, o których myślimy, że się zdarzyły, bo ktoś nam o nich opowiedział, a nie te, o których istnieniu wiemy na pewno, bo byliśmy ich świadkami. Siła sugestii, chęć przynależności do określonej grupy społecznej (choćby Żydów lub antysemitów) bądź strach przed poznaniem prawdy są tak silne, że powodują zachwianie granic w reakcjach, gdy padają kluczowe pytania.
Kim ty jesteś? od kiedy chcesz być Żydówką – pyta zdumiony mąż (Karol – znakomity Andrzej Zieliński) swoją żonę Elizę (dyskretna w wykorzystanych środkach wyrazu, ale wyrazista Iza Kuna), która chce dokonać konwersji. Pani profesor nieoczekiwanie staje się filosemitką czyli osobą zafascynowaną żydowską kulturą i jej religijnymi obrzędami. Eliza w swoim tłumaczeniu nieco kluczy, bo do końca nie wie, jak to się stało. Obejrzała świetny serial o ortodoksyjnych Żydach, zaprzyjaźniła się nawet z pewnym rabinem i w pewnym momencie uznała, że nie jest już chrześcijanką. Karol w ramach protestu przynosi do salonu portret Matki Boskiej Ostrobramskiej w srebrnej koszulce (pamiątka po jego matce) i stawia go obok świecznika żydowskiego zapalanego w święto Hanuki, który Eliza dostała w prezencie od rabina. Pulsujący do tej pory podskórnie problem wybucha z ogromną siłą, gdy na kolacji pojawia się ich córka Karolina (Ewa Porębska) z Danielem, bogatym i dużo od niej starszym narzeczonym (świetny Krzysztof Dracz). Miła, konwencjonalna rozmowa, gdy zaczyna dotykać ważnych kwestii wiary i tożsamości, a przede wszystkim pamięci o przodkach, zamienia się w słowną bitwę, po której na scenie pozostają już tylko zgliszcza. Okazuje się, że tylko brat przyrodni Elizy, Marek (Cezary Łukaszewicz), rodzinna „czarna owca” znał prawdę o ich dziadku. Nie zajmowały go jednak problemy pogromów Żydów na Podlasiu, więc jednym uchem wpuszczał, a drugim wypuszczał wiadomości, które dla Elizy i jej córki teraz okazują się być ciosem w samo serce. Powodują też rozpad relacji komunikacyjnych matki z córką, nadwątlonych przez miesiące rozłąki. Nie będzie ślubu Karoliny z bogatym Danielem, nie wiadomo też czy przetrwa małżeństwo Karola i Elizy. Tylko Marek i jego dziewczyna Ilona (Barbara Wypych), prosta, niezbyt rozgarnięta dziewczyna, będą żyć dalej „tu i teraz”. Bez żadnych planów i głębszych refleksji nad tym, co się między nimi tego wieczoru, a kiedyś w rodzinie Marka, wydarzyło.
Wojciech Malajkat, reżyser warszawskiego spektaklu, pozostawia widza z refleksją nad nierozwiązanym problemem w rodzinie bohaterów dramatu. Od nas samych zależy, co zrobimy z tą wiedzą. Na pewno jednak nie będziemy mogli już powiedzieć, że nic takiego, jak pogromy Żydów na Podlasiu się nie zdarzyło. I będziemy musieli przyznać, że milczenie na ten temat ma ogromną niszczycielską siłę.
W spektaklu „Niepamięć” reżyser i autor opracowania muzycznego, Piotr Ratajczak, zdecydował się na bardzo wyrazistą formę przedstawienia. Biel scenografii i kostiumów, dynamiczna, nowoczesna muzyka wprowadzają nas w klimat wielkiego miasta. Modna restauracja i domy dwóch par bohaterów to jedyne miejsca akcji. Białe kanapy postawione na piasku, na którym leżą kieliszki po wypitym winie, to jedyne elementy scenografii i główne rekwizyty. Plastikowe, nieprawdziwe życie pełne blichtru i modnych ciuchów na pokaz to kwintesencja parodii życia tak zwanych VIP-ów z pierwszych stron gazet.
Spotkanie po dwunastu latach od rozwodu Marcina (naturalny w sposobie gry Rafał Królikowski) z Agnieszką (Magdalena Kumorek) miało być miłym, krótkim wieczorem przy winie. Znany z seriali i popularnych filmów aktor dużo pije i chwali się swoimi sukcesami oraz młodą śliczną żoną (urzekająca Agnieszka Więdłocha). Jego eksmałżonka przedstawia mu swojego dużo młodszego partnera (zabawny Marcin Korcz). Żona aktora instynktownie wyczuwa napięcie między byłymi partnerami i, jak to kobieta, zaczyna uporczywie dociekać prawdy. Marcin jest jej całym światem, ale gdy podczas suto zaprawionej alkoholem kolacji była żona zarzuca mu przemoc, do której doszło przed laty, czar pryska. Kto ma rację? Nie wiadomo. Jest słowo przeciwko słowu. Jeśli Agnieszka pójdzie ze swoimi rewelacjami sprzed lat do mediów i na policję, kariera Marcina będzie skończona. Na domiar złego w całą aferę zamieszany zostaje kelner z restauracji (Krystian Pesta), który żąda od aktora ogromnych pieniędzy za milczenie. Zatem sytuacja jest patowa.
Podobnie jak w sztuce „Kto chce być Żydem?” ponura tajemnica sprzed lat niszczy życie jej bohaterów. Agnieszka latami leczyła się u psychiatrów, teraz szuka sprawiedliwości, chce, by ktoś jej uwierzył. Agata teoretycznie chce wiedzieć, co się stało, ale za ocalenie rodziny i związku jest gotowa wiele zapłacić. Czy warto jednak płacić cenę za nieswoje grzechy i kłamać w imię dobra rodziny? Te i inne myśli zapewne przebiegają jak huragan przez głowę żony Marcina. Ale podobnie, jak w spektaklu z Teatru Współczesnego zostaniemy – jako widzowie – z jej rozterkami sami. Nie będzie pointy ani dobrego rozwiązania tej sytuacji. Pozostanie jedynie pytanie: czy można oszukać własną pamięć, kłamać w imię dobra innych, by nadal wygodnie i beztrosko żyć, czekając na urlop w słonecznej Malezji? Oczywiście, że można, ale czy warto?
Polecam Państwu obie te realizacje teatralne i zachęcam do śledzenia dalszych efektów pracy dramaturgicznej Marka Modzelewskiego, który jest bacznym obserwatorem rzeczywistości przede wszystkim polskiej inteligencji. Kolejnych tematów z pewnością mu w naszym polskim piekiełku nie zabraknie.