Hamlet
Wielki sukces klasycznego teatru, Jacek Cieślak, Rzeczpospolita, 3.06.2012
"Hamlet" Macieja Englerta jest opowieścią o tragicznym podziale Polski
Ton inscenizacji w Teatrze Współczesnym w Warszawie nadaje rozbudowana sekwencja poświęcona śmierci poprzedniego króla. Lud mówi, że zginął w niewyjaśnionych okolicznościach, po bratobójczej walce.
Żałoba trwała krótko, a zwolenników poprzedniej władzy podżega do buntu przeciwko nowej duch zamordowanego monarchy. Pojawia się w anturażu plebejsko-patetycznym.
Trudno mu ufać, bo Janusz Michałowski gra władcę, który nie waha się zrobić z osobistego nieszczęścia publicznego widowiska, byle tylko osiągnąć polityczny cel. Tandetna inscenizacja obliczona została na piorunujący efekt, a że w tym szaleństwie jest metoda, przekonuje się Hamlet. Zaczyna grać szaleńca i eskaluje konflikt z nowym królem Klaudiuszem, choć wie, że ojciec nie był bez winy.
Od pierwszej sceny, gdy aktorzy schodzą się na próbę, mamy świadomość, że szekspirowski chwyt „teatru w teatrze" służy temu, by pokazać polityczną grę, której każdy uczestnik kłamie. Wydaje się, że serce reżysera Macieja Englerta jest po stronie Klaudiusza. Andrzej Zieliński gra męża stanu postawionego w sytuacji wyższej konieczności.
Wyważone racje
Klaudiusz nie jest pyszny ani demoniczny. Szczerze żałuje czynu, jaki popełnił, ale nawet w dramatycznej scenie modlitwy podtrzymuje swoje racje: chodziło mu o to, by pozbyć się tyrana i uratować państwo.
W klasycznie prowadzonym spektaklu, wolnym od nachalnych aluzji, ta interpretacja wypada agitacyjnie i robi wrażenie politycznej deklaracji reżysera. Zwłaszcza na tle wyważonych przez Szekspira racji głównych bohaterów. Aktorską naiwnością grzeszy Natalia Rybicka (Ofelia). Lepiej wypada w śpiewanej scenie szaleństwa. Koturnowa jest Katarzyna Dąbrowska (Gertruda). Obsadzenie obu podyktowane jest chyba serialową popularnością.
Zapewne Borys Szyc na rolę tytułową zapracował również filmowymi sukcesami. Na kilka dni przed premierą aktor miał kłopoty z głosem, ale - trawestując szekspirowskie paradoksy - gdyby go stracił i zyskał inny oraz lepszą dykcję, byłoby to może ze szkodą dla przyszłych kinowych ról Szyca, a z korzyścią dla jego Hamleta.
Z zachrypniętym głosem, na tle wytwornych dworzan, jest bardzo imprezowy, ludyczny. Ale trzeba powtórzyć: w tym szaleństwie jest metoda. Emploi gwiazdora wpisuje się bowiem w populistyczną aurę politycznego obozu, którego przedstawiciela gra.
Samotność singla
Nie ma wątpliwości, że Szyc rewelacyjnie sprawdza się w roli człowieka udającego szaleńca i singla niszczącego miłość do Ofelii. Świetnie wydobył samotność dzisiejszych 30-latków, którzy nie chcą zakładać rodzin. Mocny monolog „Być albo nie być" to wyznanie depresji i chęci samobójstwa. Bohatera hamuje przed nim tylko strach przed tym, co po śmierci. Jej żywioł drąży zresztą większość bohaterów.
Spektakl grany jest w XIX-wiecznym tłumaczeniu Józefa Paszkowskiego. Poetyckim, ironicznym, genialnym. Szyc błyskotliwie fechtuje słowem. Oglądamy też w jego wykonaniu świetny pojedynek Hamleta z Laertesem, zakończony demolką sceny. Sugestywnie wypada pantomima stanowiąca uwerturę do występu aktorów ze stolicy. Trafia celu pamflet na młodych wrzaskliwych reżyserów, którzy bezczelnie poprawiają klasyków. Fantastyczny warsztat w starym stylu prezentuje Sławomir Orzechowskijako Poloniusz, dworzanin nie dość pewny siebie i własnej inteligencji. Krzysztof Kowalewski stworzył komediową kreację w roli Grabarza.
Na koniec Maciej Englert staje ponad stronami konfliktu. Pokazuje, że krajem wycieńczonym wojną domową zaczyna rządzić satrapa przypominający karykaturę z finału „Szewców" Witkacego. Uwaga! Licho na Wschodzie nie śpi!