Sztuka bez tytułu
Przenikliwy Czechow, Temida Stankiewicz - Podhorecka, Nasz dziennik, 30.12.2009
Jak bardzo dojrzały w postrzeganiu świata, w umiejętnym obserwowaniu i analizie psychologicznej ludzkich charakterów był Antoni Czechow jeszcze jako niespełna dwudziestoletni młodzieniec, świadczy jego debiutancka sztuka, w Polsce znana jako "Płatonow". Pokazuje to najnowsza inscenizacja tego dramatu pod nazwą "Sztuka bez tytułu". Agnieszka Glińska w swojej inscenizacji do istniejącego przekładu "Płatonowa" dołączyła odnalezione fragmenty tekstu, dotąd nietłumaczone. Niezwykła wprost głębia refleksji nad ludzkim losem i kondycją człowieka wpisaną w obraz kończącej się epoki to najważniejsza wartość sztuki. W przedstawieniu Glińskiej bardzo wyraźnie widać, że ten młodzieńczy dramat Czechowa - ze wszystkimi słabościami wynikającymi z braku doświadczenia dramatopisarskiego autora - zawiera właściwie prawie wszystkie wątki, motywy, postaci bohaterów, które odnajdujemy w jego późniejszych utworach. W warstwie fabularnej "Sztuka bez tytułu" jest opowieścią o ludziach, którzy czują się niepotrzebni, bo nie potrafią przystosować się do nowej epoki. Głównym bohaterem jest Płatonow (Borys Szyc), wiejski nauczyciel. Kochają się w nim kobiety. Płatonow nawet nie musi ich specjalnie uwodzić. Jest postacią wyrastającą ponad przeciętność. Wyjątkowo inteligentny, błyskotliwy, a przy tym cyniczny. Przehulawszy majątek rodzinny, musi podjąć pracę zarobkową jako nauczyciel na prowincji. Niespełniony ambicjonalnie, życiowo, zawodowo, nosi w sobie gorycz owego niespełnienia. Ostrym dowcipem atakuje otoczenie, obrażając ludzi. Uważa się za kogoś, kto ma prawo do oceny, do krytykowania innych. A mimo to chętnie jest przyjmowany w towarzystwie. Borys Szyc w pewnym sensie "wygładza" nieprzyjemny w obejściu sposób bycia Płatonowa. Niszczący wpływ na innych, zburzenie życia rodzinnego żonie Saszy, a także Soni (Katarzyna Dąbrowska) i Sergiuszowi (Grzegorz Daukszewicz), upokarzanie Marii Grekow (Monika Pikuła) - wszystko to wynika z pewnej sprzeczności tkwiącej w osobowości Płatonowa. W takim kierunku prowadzi rolę Borys Szyc. Wprawdzie swoją interpretacją nie olśniewa, prowadzi swego bohatera w sposób wyważony, dopiero w trzecim akcie, w finale, nim jeszcze padnie strzał, następuje nagłe przełamanie pokazujące dramatyzm postaci Płatonowa, pozbawionej jednak siły woli do jakichkolwiek zmian, jego zagubienie się, brak tożsamości. Ale najlepsza rola należy do Moniki Krzywkowskiej jako generałowej Anny Wojnicewej. Aktorka doskonale pokazuje stan ducha swojej bohaterki, charakterologiczne bogactwo, emocje. Wszystko to rysuje się na twarzy Moniki Krzywkowskiej, uwyraźnia w geście ręki, w sposobie poruszania się, w zmieniającej się tonacji głosu. Świetna rola. Przedstawienie Agnieszki Glińskiej jest interesujące, ciekawie pomyślane i świetnie zagrane. Aczkolwiek nasuwa się kilka krytycznych uwag. Jedna dotyczy koncepcji inscenizacyjnej pierwszego aktu. Wszystkie postaci występujące w spektaklu Glińska posadziła na krzesłach ustawionych w jednym rzędzie na proscenium. Bohaterowie zwróceni twarzą do widzów wypowiadają swoje kwestie, nie zwracając się do siebie, nie patrząc na osobę, do której kierują swoje słowa. Całkowity brak kontaktu nawet w części dialogowej. Zamiast dialogu mamy więc do czynienia z monologami wypowiadanymi wprawdzie na głos, ale niesłyszalnymi przez adresata, bo każdy jest tu egoistycznie skoncentrowany na sobie, wyłącznie na swoich sprawach. Bohaterowie wypowiadają swoje refleksje, mniej lub bardziej ważne. Na przemyślenia innych pozostają głusi. Ten brak relacji międzyludzkich jest czytelnie zobrazowany. Pomysł dobry. Ale na krótko. Tymczasem cały pierwszy akt jest, niestety, "przegadany". I to w jakim tempie. Aktorzy skupieni na tym, by zdążyć wypowiedzieć swoją kwestię z szybkością kałasznikowa, nie są w stanie jednocześnie budować ról. My zaś, na widowni, napinamy się i zaciskamy kciuki, by tylko aktorom udało się przelecieć w tym tempie tekst i zarazem wypowiedzieć wszystkie głoski. Czy ktoś zwraca uwagę na to, co się mówi? Niestety, techniczna strona przeważa nad merytoryczną. No i to unieruchomienie bohaterów na krzesłach. Oczywiście, ma to swoją zaletę. Widz, obserwując twarze bohaterów spektaklu, postrzega różnorodność postaci. Każda inna. Różnią się wiekiem, wyglądem, a przede wszystkim osobowością i temperamentem aktorskim. Istna galeria portretów. Tyle tylko, że na to wpatrywanie się nie trzeba aż całego długiego pierwszego aktu. Bo w którymś momencie następuje znużenie. Wprawdzie pod koniec pierwszego aktu postaci nawiązują już wzajemny kontakt, ale bywa, że aż do przesady, jak na przykład w scenie rozmowy generałowej Wojnicewej z Płatonowem, kiedy to Płatonow ni stąd, ni zowąd sadza sobie generałową na kolanach, co było wręcz nie do pomyślenia w tych sferach i w tamtym czasie. Nie wiem, o co chodziło reżyser. Czyżby poprzez tę scenę chciała "uwspółcześnić" Czechowa? Podobnie nie rozumiem sceny w drugim akcie, kiedy Sasza, żona Płatonowa (świetna rola Dominiki Kluźniak), na widok męża nagle, ni z gruchy, ni z pietruchy, zdejmuje majtki. Czy to też taki "gadżetowy" rodzaj uwspółcześnienia Czechowa? Zresztą zabieg ten kłóci się z samą konstrukcją postaci Saszy, z jej stylem bycia, charakterem, osobowością. To przecież nie wyrafinowana kokietka, lecz skromna i nieśmiała młoda kobieta, zakochana w swoim mężu Płatonowie, gotowa nawet popełnić samobójstwo, kiedy odkrywa jego nikczemną zdradę. I tak właśnie tę postać prowadzi Dominika Kluźniak. Drugi akt jest najbardziej dynamiczny. Goście silnie podchmieleni przekrzykują się, biegają, przewracają itd. Część drugiego aktu nieco przypomina orgię. Nie widzę powodu dla takiego rozwiązania sytuacji scenicznej. Te prostackie, a nawet chwilami dość prymitywne zachowania bohaterów są mało wiarygodne, zważywszy na panujące w tych sferach konwenanse, styl bycia, zachowania, nawet przy zabawie. A trzeci akt odbiega diametralnie charakterem i myślą inscenizacyjną od dwóch poprzednich. W scenach początkowych zastosowano tu formułę teatru w teatrze i to w konwencji farsowej. Oglądamy sen Płatonowa. Trzy kobiety: generałowa Wojnicewa, Sonia i Sasza siedzące na kanapie i upodobnione do siebie przypominają trzy gracje. I tyle. Dopiero potem nastąpi przełamanie w kierunku dramatu. Mimo uwag spektakl ten niesie wartości artystyczne, dobre aktorstwo i wspaniałą literaturę.