Napis
Blamaż pseudo-Europejczyków, Janusz R. Kowalczyk, Rzeczpospolita, 27.12.2005
Gorzka komedia o politycznej poprawności. Premiera "Napisu" Géralda Sibleyrasa w reżyserii Macieja Englerta dowodzi, że Teatr Współczesny utrzymuje się w formie. Nadal dostarcza inteligentnej rozrywki na więcej niż przyzwoitym poziomie. Niestety, żeby dojść do tego wniosku, trzeba doczekać finału i przemóc ochotę wyjścia w przerwie przedstawienia. Francuska sztuka jest zaskakująco nierówna. Cały pierwszy akt to oparty na jednym pomyśle, rozdęty nad miarę, zupełnie nieśmieszny sztubacki skecz. Kilkadziesiąt minut mało wyrafinowanych, ciągniętych za uszy żartów słowno-sytuacyjnych, koncentruje się na fakcie, że w windzie zacnej paryskiej kamienicy pojawił się napis: "Lebrun = ch..", skierowany pod adresem nowego lokatora. Adresat inskrypcji (Leon Charewicz) wpada na niedorzeczny pomysł roztrząsania tego faktu w obecności sąsiadów, przez co wkrótce zdaje się potwierdzać celność owego kategorycznego, acz obelżywego stwierdzenia. Parapetówka urządzana przez Lebruna z żoną (Monika Krzywkowska) staje się okazją do konfrontacji z zaproszonymi dawnymi mieszkańcami: państwem Cholley (Agnieszka Pilaszewska, Krzysztof Kowalewski) i Bouvier (Marta Lipińska, Janusz Michałowski). W miarę upływu czasu i wypijanych trunków z zasiedziałych paryżan - upozowanych na tolerancyjnych, wyluzowanych Europejczyków - z wolna opadają maski. Wychodzą spod nich zakompleksieni hipokryci, z niezdrowymi ambicjami podporządkowania sobie innych wedle jednej "politycznie poprawnej" miarki. Jednoczy ich wspólnota miernot, do których nie docierają żadne głosy polemiczne. Owym "zwolennikom postępu", zapędzanym w kozi róg przez logicznie argumentującego Lebruna, pozostaje tylko agresja. Śledzenie tego blamażu staje się w finale fascynującą przygodą intelektualno-artystyczną, co pozwala powetować sobie niewydarzony, niemrawy, kompletnie niedowcipny początek. Dało się go przetrzymać jedynie dzięki wyrównanej, świetnej grze całego zespołu.