Sztuka bez tytułu
Płatonow mnie boli, Tomasz Miłkowski, Przegląd, 24.01.2010
Tak mówi o sobie samym główny bohater "Sztuki bez tytułu" (wystawianej najczęściej pod tytułem "Płatonow"). Mimo że to dramat młodego Czechowa, jeszcze z usterkami dramaturgicznymi, jest w nim już cały świat pogruchotanej rosyjskiej duszy, zawiedzionej inteligencji i zmarnowanej młodości. Bystry obserwator umiał sugestywnie odmalować prowincjonalne rozczarowanie i daremną tęsknotę za lepszym światem. Agnieszka Glińska ten chory świat wystawia na scenie, nie uciekając się do modnych uwspółcześnień. Jeśli coś modyfikuje, to konwencję - zamiast symboliczno-realistycznej rzeczywistości buduje świat teatralny, w którym charakterystyczność spotyka się z psychodramą. Sekwencja ekspozycyjna, spotkanie towarzyskie u generałowej, przypomina prezentację postaci przed kamerą: zamiast rozmawiać ze sobą, wszyscy okupują swoje krzesła i mówią przodem do widowni, prowadząc dialog z cieniem, duchem nieobecni. Ten rozbijający realistyczną sytuację zabieg sprawia, że mamy do czynienia z rodzajem prezentacji figur przed rozgrywką. Wiadomo, komu przypisano zadania drapieżcy, komu ofiary. Tylko Płatonow wymyka się jednoznacznej kwalifikacji: łowca i łup w jednej postaci. W finale sytuacja się powtarza - znowu demiurg (reżyser?, autor?, widz?) gra figurami, toczy się gra w Płatonowa, w której stawką jest jego życie. Wszystkie figury tej partii zostały starannie wyrzeźbione i zróżnicowane, każda ma wyrazisty profil, własne pęknięcie: wysadzony z siodła pułkownik, którego kariera wojskowa roztopiła się w szklance wódki (Janusz Michałowski), czy mroczny bandyta z lasu, gotów zabić za parę groszy, ale i z sercem pełnym miłości (Andrzej Zieliński), to jedynie przykłady tej cyzelatorskiej roboty, w której główna rola przypada Płatonowowi (Borys Szyc) i jego trzem kobietom: głupiutkiej, ale i drapieżnej żonie (Dominika Kluźniak), uduchowionej Soni z wieczną migreną (Katarzyna Dąbrowska) i straconej dla świata generałowej (Monika Krzywkowska). Jest jeszcze ta czwarta, poniżana i wykpiwana nauczycielka, panna Grekow (Monika Pikuła). Finał przedstawienia należy do Szyca - w ostatniej scenie ukazuje podwójność istnienia bohatera, w którym realistyczny zmysł obserwacji zmaga się ze skowytem umęczonej duszy, chęć życia z pędem ku śmierci. Glińska bez natręctwa opowiada historię inteligenta, któremu nie po drodze z życiem, jakie jest. To rozdroże ukazane z wielką siłą emocjonalną znajduje się dziwnie blisko rozterek współczesnej inteligencji.