Dożywocie
Andrzej Jarecki, Sztandar młodych, 23.10.1963

Śmiać się z Łatki można, i śmiejemy się chętnie, i chcielibyśmy śmiać się jeszcze głośniej i częściej - ale cóż, skoro przez to Łatka nie przestaje być groźny. Śmiejemy się, a mimo to wcale nie czujemy się bezpieczni. Niezapomniana kreacja Tadeusza Łomnickiego w tej niezwykłej, wyrafinowanej roli góruje nad całym przedstawieniem fredrowskiego "Dożywocia" w warszawskim Teatrze Współczesnym. I jakkolwiek by wszyscy inni znakomici aktorzy nie starali się zademonstrować lekkości i wdzięku, co czynią doskonale - jakkolwiek by nas nie bawili, tak jak zapewne bawił się swoimi typami Fredro - to jednak groza nie ustąpi. Tu zbliżamy się do tajemnicy nieśmiertelności takich pisarzy, jak Fredro. Bo przecie dawno wymarły typy z "Dożywocia" i odeszła publiczność, wśród której grasowali Łatka i Twardosz. Spadki, dożywocia, intercyzy i posagi także poważnie utraciły na znaczeniu w rezultacie wyrównywania się poziomu majątkowego społeczeństwa. Od dawna już żaden dramaturg nie może usidłać swojego bohatera między posagiem a spadkiem. A mimo to Fredro co i raz rozkwita na naszej współczesnej scenie przy aplauzie widzów, którzy na pewno nie potrafią w większości wyjaśnić prawnej podstawy machinacji Łatki z dożywociem Birbanckiego. Cóż to szkodzi, gdy znajdują w charakterach fredrowskich takie cechy, które korespondują z naszym doświadczeniem życiowym? To samo tyczy się sytuacji i postaw. Łatka jako aferzysta spadkowy jest dla nas tylko zabawny. Groźny jest ten Łatka, który niszcząc i nienawidząc Leona, zmuszony jest najczulej dbać o jego życie i zdrowie po to, by go niszczyć dalej. Wspaniała to sztuka, "Dożywocie" Fredry. Gęsta od dowcipu, przenikliwa, napisana cudownym językiem, który w ustach znakomitych aktorów nabiera wszystkich bogatych znaczeń, jakich nawet nie podejrzewamy w lekturze. Fredro objawia się mów jako prawodawca narodowego poczucia humoru. Może nie on to wymyślił, ale on zrobił z tego sztukę. Ma u nas wieczyste dożywocie - póki my żyjemy, i on żyć będzie. Kreację Łomnickiego opisać niełatwo. Ten świetny aktor osiąga od jakiegoś czasu charakterystyczność, która przekracza nie tylko jego dyspozycje fizyczne, ale w ogóle wszelkie przypuszczenia o jego możliwościach. W "Dożywociu" ten młody człowiek gra starca. Zmienia głos, sylwetkę, ruchy, twarz. Rolę buduje jak maszynę, która działa bezbłędnie i precyzyjnie, nie pomijając żadnego słowa, gestu ni ruchu, by nie zaprząc ich do działania. Jest w tym aktorstwie coś niesamowitego - nie tylko dlatego, że jest tak doskonale skonstruowane. Jest ono takie chłodne, racjonalne. Wobec Łatki Łomnicki nie zdobył się ani na jeden gest litości - nie pozwolił nam ani razu zaśmiać się z niego przyjaźnie. Myślę, ze miał rację. Andrzej Łapicki znakomicie przedstawił sympatyczną sylwetkę Birbanckiego, posługując się swoją niezastąpioną swobodą, lekkością, i wdziękiem. Niezapomnianą sylwetkę małomównego Twardosza pokazał Tadeusz Fijewski. Cwanym i wesołym Filipkiem był Mieczysław Czechowicz, a zabawnym Rafałem Legeną - Wiesław Michnikowski. Marta Lipińska wyglądała jak z obrazka i zagrała bardzo zabawnie jak mówiący obrazek. To znakomite, wesołe, lekkie, swobodnie zwrócone do widowni przedstawienie reżyserował Jerzy Kreczmar. W świetnej scenografii Ewy Starowieyskiej udały się zwłaszcza kostiumy.

Deklaracja dostępności