Laborantka
Rating 10/10, Jacek Mroczek, TeatrVaria, 14.02.2025
Teatr Współczesny wciąż jest pod baczną obserwacją, przecież doszło tam we wrześniu 2024 roku do zmiany epokowej. Po czterdziestu trzech latach kierowania, ze stanowiska dyrektorskiego odszedł Maciej Englert. Zastąpił go nie byle kto, bo były rektor Akademii Teatralnej, Wojciech Malajkat. Za jego czasów teatr Akademii rozkwitł, zmieniając się w jedną z najważniejszych scen Warszawy. A co ze Współczesnym?
Pierwsza premiera czasów Malajkata, czyli „Cud, że jeszcze żyjemy” jest, mówiąc szczerze, taka sobie. Z tym większym zainteresowaniem czekałem na „Laborantkę” w reżyserii Anny Gryszkówny, która wkroczyła na Scenę w Baraku. I to jest to! - można powiedzieć głośno i stanowczo.
Tekst autorstwa Elli Road, a w zasadzie sam pomysł, nie jest w literaturze niczym nowym. Podobne dzieła powstawały wielokrotnie, można tu wymienić choćby powieści „My” Jewgienija Zamiatina, czy „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya. Podobny jest jeden z odcinków słynnego serialu „Black Mirror”.
Co, jeśli wraz z rozwojem nauki ludzkość zacznie wpadać w pułapkę dążenia do doskonałości. Już dzisiaj możliwe są badania scanningowe, wykrywające wszelkie trwające i utajone, przyszłe schorzenia. A gdyby zebrać ich wyniki, dołożyć do tego iloraz inteligencji i na podstawie tak mierzonych parametrów podzielić ludzi na klasy? Każdemu przyznając rating w skali od 1 do 10? Przecież uwielbiamy rywalizować, oceniać się. Udowadniać wyższość i lekceważyć niższość. Pokażcie mi jakiekolwiek towarzystwo, grupę społeczną, w której nie ma rywalizacji. Wyścigi, kto więcej, lepiej, ładniej. Uwielbiamy się ścigać. Uwielbiamy gry. A gdy gramy, często szukamy dróg na skróty. Czyli - oszukujemy.
Bea to laborantka. Jej zadaniem jest pobieranie krwi do badań ratingowych. Aaron pojawia się w jej życiu nagle i z hukiem. Wywraca je - w znaczeniu realnym i przenośnym - do góry nogami. Jest jeszcze Char, przyjaciółka, która namawia Beę do złamania zasad gry. I Bea odkrywa, że w szaleństwie ludzkości można znaleźć zupełnie wygodne miejsce do pokątnego dorabiania fałszując próbki krwi. W tym wszystkim krąży demoniczny, refleksyjny i bardzo sympatyczny portier, David.
Świat stopniowo popada w szaleństwo. Sankcjonuje dzielenie ludzi na ważnych i nieważnych według osiągniętego ratingu. Ci mniej ważni początkowo mają „tylko” kłopoty ze znalezieniem godziwej pracy. A potem… Potem niepostrzeżenie, jak to ma w swoim zwyczaju, rodzi się dyktatura. Zajmuje coraz większe obszary egzystencji. Rating urasta do kategorii życia i śmierci.
Teatr Współczesny proponuje mądry i w pewnym sensie przerażająco aktualny spektakl. Realistyczne, świetnie przetłumaczone przez Klaudynę Rozhin dialogi, z których „Laborantka” jest zbudowana. To jest teatr, który zaciekawia. Wciąga swoim realizmem. Współczesnym językiem. Nie ma w nim sztuczności, emfazy. Nie ma zbędnego afektu. Obserwujemy życie pokrojone na solidne, soczyste plastry.
Czworo Aktorów. Monika Pikuła świetna w roli Char, przyjaciółki tytułowej Laborantki. Za wszelką cenę dąży do obalenia porządku ratingowego, zarazem tkwiąc w nim z fatalnym wyrokiem nieuleczalnej i nieuchronnej choroby. Elżbieta Zajko, czyli Bea oczarowuje subtelną urodą i pomysłem na swoją rolę. Zmienia się w takt nadciągającej dyktatury ratingu. Z młodej, romantycznej dziewczęcej pracowniczki laboratorium dochodzi do oszalałej, kategoryzującej świat, niszczącej wszystko co piękne potworności. Bardzo dobry jest Filip Kowalczyk w roli Aarona. Postaci, która skrywa w sobie wiele tajemnic. No i uroczy, świetny, charyzmatyczny, przemiły David - dozorca, portier. Leon Charewicz. Czy trzeba coś dodawać? Leon Charewicz to wizytówka najwyższej artystycznej jakości. I taka jest jego postać w „Laborantce”. Zdecydowanie od strony aktorskiej nie ma ten spektakl słabych stron.
W ogóle ich w Teatrze współczesnym na Scenie w Baraku nie ma. Bardzo dobrze przemyślana i funkcjonalna scenografia autorstwa Karoliny Bramowicz. Doskonale wypadają uzupełniające spektakl projekcje video, za które odpowiada Paweł Feiglewicz-Penarski. Przemyślana gra świateł, których układ to z kolei dzieło Karoliny Gębskiej.
Mamy mocny, wart obejrzenia spektakl w Teatrze Współczesnym. „Laborantka” to dzieło może nie należące do kategorii lekkich i przyjemnych, ale na pewno ważnych i artystycznie dojrzałych. Serdecznie polecam ją tym z Państwa, którzy szukają w teatrze inspiracji do przemyśleń. Lubią zastanowić się i zadać sobie w myślach pytanie: „A co, jeśli…?”. Moim zdaniem nie zawiodą się na „Laborantce”.