Laborantka
Futurystyczne wizje czy nasza przyszłość? , Katarzyna Jakubiak, Dziennik teatralny , 17.02.2025

Spektakl „Laborantka" jest drugą w tym sezonie premierą w Teatrze Współczesnym w Warszawie i jak przystało na nazwę teatru, jest sztuką niezwykle współczesną, wręcz futurystyczną. Jest to jeden z najmocniejszych spektakli, jakie widziałam, a widziałam wiele. Sądząc po reakcji widowni, nie tylko na mnie zrobił takie wrażenie. Trzeba przyznać, że Teatr Współczesny z nowymi dyrektorami, Wojciechem Malajkatem i Marcinem Hycnarem potrafi widza zaskoczyć.

Jest to historia tytułowej laborantki, która dopiero stawia pierwsze kroki w zawodzie i dorosłości, zwykła młoda dziewczyna, pełna marzeń, planów i nadziei. Jej codziennością jest pobieranie i badanie krwi. Nie jest to jednak zwykła morfologia, badanie ma celu ocenę człowieka pod kątem wszelkich potencjalnych chorób, a co za tym idzie jego opłacalności w świecie. Tak, właśnie opłacalności, nie ma to nic wspólnego z troską o zdrowie, wyszukiwanie najsłabszych osobników, którzy w zależności od wyniku albo są w najwyższej klasie albo lądują na marginesie społeczeństwa.

Słowo rating przewija się w spektaklu kilkaset razy i dobrze zapada widzom w pamięć, ponieważ właśnie od ratingu zależy całe życie ludzi. Wszystkich ludzi. Czy dziecko dostanie się do dobrej szkoły? Czy będzie mogło pójść na studia? Czy dostanie dobrą pracę? Będzie miało znajomych? Tematem rozmów jest tylko wynik badań. Jest przepustką do lepszego życia albo biletem w jedną stronę. A najważniejsze pytanie czy w ogóle rodzice dziecka je zostawią czy porzucą. W świecie bohaterów „Laborantki" dzieci o niskim wyniku można zostawić tuż po porodzie albo...zabić.

Aborcja poporodowa – z takim określeniem spotykamy się w świecie przyszłości, w którym dążenie do perfekcji ludzkości staje się światową obsesją, machiną, w której nie liczy się już nic oprócz rentowności człowieka. Świat zmierzający do samozagłady, jednak jak zawsze w takich przypadkach rodzi się też oportunizm i szara strefa, w której świetnie odnajduje się główna bohaterka, laborantka Bea, którą wykreowała Elżbieta Zajko. Naturalna, wchodząca w postać tak, że widz natychmiast jej wierzy, jakby opowiadała o swoim życiu. Rola zagrana fenomenalnie! Spektakl tworzą cztery postacie i każda jest zagrana wyśmienicie. To są kreacje aktorskie, jakie pozostaną w pamięci na zawsze. Har, przyjaciółka głównej bohaterki, grana przez Monikę Pikułę jest w ruchu antyratingowym, walczy o godność ludzi, nie zawsze zgodnie z prawem, ale tu cel uświęca środki. Monika Pikuła gra tak, że wszyscy kibicują jej bohaterce. Jest rewelacyjna. Nic dodać nic ująć. Niczym nie ustępują także role męskie, z którymi zmierzyli się Leon Charewicz i Filip Kowalczyk.

Ich bohaterowie nie budzą może aż takich emocji jak postacie kobiece, ale to akurat taki układ sił samej fabuły, a ta jest przerażająca i pouczająca, przerażająco pouczająca raczej. Nie mogę pozbyć się skojarzenia z niemieckim Lebensborn, w którym hodowla nadludzi o nordyckiej rasie była ideą samą w sobie, a teraz jakby wracała tylko w zmienionej formie i z jeszcze większymi możliwościami technologicznymi.

Wyobraźmy sobie, że świat w którym nie ma już miłości, szczerości, naturalności, a przede wszystkim moralności, w którym każdego można zabić, kiedy jest słabszy, chory, niepotrzebny społecznie, staje się nagle naszą rzeczywistością. Powieść Elli Road na tę chwilę jest jeszcze wyłącznie wyobraźnią autorki, ale tendencje światowe pokazują, że wcale nie tak nierealną jak mogłoby się wydawać i to jest właśnie najmocniejszy element tej sztuki. Jest tak prawdopodobna, że widzowie ani drgną na swoich miejscach, wsłuchując się w każde słowo wypowiedziane przez aktorów tej sztuki.

W tym przypadku w ogóle nie jest potrzebna scenografia, chociaż jest i jest dobrze wgranym elementem pogłębiającym odbiór. Minimalistyczna, a wprowadzająca w klimat już od wejścia, jej autorką, a także kostiumów jest Karolina Bramowicz. Uzupełnieniem spektaklu są projekcje multimedialne autorstwa Pawła Feiglewicza – Penarskiego. Same w sobie są małymi sztukami. Muzykę stworzył Rafał Mazur, a o reżyserię światła zadbała Karolina Gębska.

„Laborantka" może zyskać swoich wielbicieli albo gorących przeciwników. Nie każdy ten spektakl zrozumie, nie każdy właściwie zinterpretuje jego przekaz, a może tych przekazów jest wiele i nie ma uniwersalnego, ale jestem pewna, że absolutnie nikt nie pozostanie obojętny wobec tej sztuki. Uważam, że jest to pozycja obowiązkowa dla każdego, a jaki będzie odbiór, to już sprawa indywidualna. Chapeau bas dla twórców, że podjęli tak ciężki, egzystencjonalny temat.

Myślę, że dojrzałość sceniczna aktorów w połączeniu z reżyserią Anny Gryszkówny i dzięki świetnemu przekładowi Klaudyny Rozhin, ma dużą szansę na sukces. Ma naprawdę dobry rating!

Deklaracja dostępności