Laborantka
Widmo cywilizacji śmierci, Tomasz Zbigniew Zapert, Do rzeczy , 21.02.2025

Druga premiera warszawskiego Teatru Współczesnego kierowanego od kilku miesięcy przez Wojciecha Malajkata przenosi publiczność w niedaleką przyszłość. Oby przerażająca wizja jutra, zaprezentowana w „Laborantce” Elli Road, nigdy się nie ziściła.

Przeszło dwugodzinne przedstawienie w precyzyjnej reżyserii Anny Gryszkówny wywarło na mnie wrażenie piorunujące. Przykuwa uwagę od pierwszego zdania wypowiedzianego na ascetycznie urządzonej scenie kameralnej – w Baraku. Wpływa na to zarówno wyborna dyspozycja harmonijnego kwartetu aktorskiego jak i – zwłaszcza – skłaniająca do refleksji i zastanowienia (zjawiska nieczęsto ostatnio widywane na teatralnych deskach pomiędzy Odrą a Bugiem) treść spektaklu.

Bujny rozwój genetyki gwarantuje, iż badania krwi ujawniają także możliwości bytu przyszłego – łącznie z prognozowaniem zgonu (sic!). 10-stopniowa skala wyznacza los każdego człowieka. Testy są ponoć dobrowolne, niemniej ich rezultaty określają egzystencję. Prawo do prokreacji otrzymują wyłącznie sklasyfikowani najwyżej. Natomiast tych z ogona ratingu skłania się do sterylizacji.

Tok narracji sugestywnie ilustrują wyimaginowane migawki telewizyjne. Z jednej strony dowodzące postępującej trywializacji tego potężnego medium, zaś z drugiej eksponujące jego rosnący wpływ na społeczeństwo. Poddawane nieustannym manipulacjom. Nierzadko za sprawą modernizacji w służbie zła.

Brytyjska dramatopisarka z niepokojem ukazuje ciągły proces „ulepszania człowieka”. Wytrwale zmienia on oblicza i z niezwykłą, ewolucyjną intuicją dostosowuje się do nowych sytuacji i oczekiwań. Dajmy na to, jeżeli każą, będzie jadł robaki. A potem je konsumował już z życiowej konieczności, kiedy wreszcie – jak głoszą ekologiczni maniacy, którym nierzadko ochrona przyrody maskuje własny interes – planeta zostanie wreszcie uratowana. Swoją drogą zastanawiające, w co się zamieni się po takiej modyfikacji dyskontującej osiągnięcia Iwana Miczurina i Trofima Łysenki?

A może znaczna część rodzaju ludzkiego w ogóle zniknie z powierzchni Ziemi? Choćby w myśl sukcesywnie rozszerzanej aborcji i eugeniki. Warunkowanych klasyfikacją medyczną zrodzoną (na razie?) jedynie w literackiej wyobraźni.

Epilog przenikliwego i uniwersalnego dramatu, przywracającego wiarę w wartość oraz sens Melpomeny, a jednocześnie przywołującego echa powieściowej antyutopii Aldousa Huxleya „Nowy, wspaniały świat”, rozświetla iskierka nadziei. Od nas zależy, aby nie zgasła.

 

   Tomasz Zbigniew Zapert

Deklaracja dostępności