Namiętna kobieta
Namiętna kobieta czyli koncertowa Lipińska, Michał Lenarciński, Dziennik łódzki, 01.03.2004
Namiętna kobieta, czyli koncertowa Lipińska Na pytanie co lepsze: dobra sztuka w złym wykonaniu, czy kiepska w znakomitym - po występie warszawskiego Teatru Współczesnego można odpowiedzieć, że lepsza jest sztuka zła, ale dobrze zagrana. To, co zaprezentowali aktorzy stołecznej sceny podczas X Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych, wzbudzało podziw i szacunek. Można spierać się, czy "Namiętna kobieta" Kay Mellor - liryczna komedia, momentami dryfująca w kierunku farsy - jest na tyle wartościową pozycją, aby koniecznie musiała trafić na afisz "Współczesnego". Odrobina wdzięku i humoru w stylu "pod publiczkę" nie zachęca do kontaktu ze scenicznym utworem, choć zamysł jest przedni: oto starzejąca się kobieta w dniu ślubu syna rekapituluje swoje życie w małżeństwie (i odrobinę poza nim). Jest egoistką, łatwo u niej o zachowania histeryczne i nieodpowiedzialne, ma mnóstwo najróżniejszych wad i wspaniałą zaletę: umie kochać. Życie poświęciła mężowi i synowi (właściwie nie powinien się żenić wcale), w zamian od męża nie dostając nic, a od syna - synową. Wszystko to opowiada sama sobie, synowi i duchowi wyimaginowanego kochanka, który wcale taki wyimaginowany nie jest. Żal nam kobiety. Ale też doskonale potrafimy zrozumieć jej męża: zawsze drugiego (na pierwszym miejscu syn), pomijanego, niedocenionego. No cóż... tak to jest w życiu: każdy medal ma dwie strony. We "Współczesnym" reżyserii "Namiętnej kobiety" podjął się sam dyrektor teatru - Maciej Englert. Schematy realizacji dyktuje tekst, więc o perełkach kunsztu reżyserskiego mówić nie sposób: rzemiosło zastępuje fajerwerki wyobraźni. Jedynym mankamentem wydały mi się mówione nie wiedzieć czemu bezpośrednio do publiczności monologi głównej bohaterki: z tekstu jasno wynika, że przyszła na strych, zatopić się w samotności. A tymczasem w spektaklu Englerta uwodzi widzów... Bogu dzięki, że burzliwy romans z widownią nawiązuje nie kto inny tylko Marta Lipińska - "kopalnia" wdzięku i uosobienie szlachetnego stylu. Aktorka gra koncertowo, chwilami blisko farsowej szarży, nigdy jednak nie przekracza cieniutkiej granicy smaku, zawsze znajdując się po najlepszej stronie. Doskonale partnerują jej: Piotr Adamczyk w roli syna (nie podejrzewałem go o komediowe zacięcie i vis comica) oraz Andrzej Zieliński (wyimaginowany kochanek) rozbrajający widzów tanecznym "szwungiem". Bez zarzutu w roli męża i ojca zaprezentował się Krzysztof Kowalewski. A skoro już o doskonałościach, to nie sposób nie pogratulować Marcinowi Stajewskiemu - autorowi świetnej scenografii (akcja ze strychu przenosi się na dach, który wyłania się - jak przystało na teatr - na zasadzie deus ex machina). Wieczór z "Namiętną kobietą" należał do bardzo przyjemnych.