Czarowna noc. Męczeństwo Piotr Ohey'a.
ASERTYWNOŚĆ I KONFORMIZM INACZEJ, Katarzyna Frankowska, TVP on-line, 12.05.2005
Człowiek - jak wiadomo - cieszy się szacunkiem, jeśli umie postawić na swoim. Sytuacja ulega zmianie, kiedy jego przekonaniu przeczy całe otoczenie. Wtedy - co zrozumiałe - powinien ustąpić i w dobrej komitywie z innymi brać udział w ich przedsięwzięciach. Nawet wbrew rozsądkowi. W zamian zyska poczucie dobrze wypełnionego obowiązku i komfort wsparcia ze strony innych. Mrożek żartuje z tych dwóch rodzajów życiowego sprytu i wykazuje ich zawodność. A robi to jak zwykle w niekonwencjonalny sposób. Tym razem włącza do gry najpierw Wenus, a potem tygrysa. Mowa o wczesnych jednoaktówkach Sławomira Mrożka "Czarownej nocy" i "Męczeństwie Piotra Oheya", pełnych - jak zwykle u tego autora - znaczeń i tematów. Psychologizująca teza o życiowym sprycie na pewno ich nie wyczerpuje. Pozwala jednak uchwycić, na czym polega aktualność tych tekstów. Bo Magistra i Inżyniera w ich hotelowym pokoju na delegacji obserwujemy jak starych znajomych. Koledzy z biura świecą przykładem tak pożądanej u dobrego pracownika rezolutności i konsekwencji w działaniu: walczą wzorowo o prawo do lepszego łóżka; są nieustępliwi w dyskusji, która ma rozstrzygnąć, kto zgasi światło. Skoncentrowani na sobie, z pełną powagą i prostotą jak dzieci rozpoznają i opisują swoje doznania - dźwięków i zapachów. Czy jest coś, co mogłoby odwrócić ich uwagę od własnej osoby i siebie nawzajem? Mrożek robi nam taką nadzieję, przysyłając im w nocy cud-dziewczynę. W rezultacie powstaje nowy spór. Muszą ustalić, który z nich znajduje się lepszej sytuacji, czyli kto śni, a kto jest tylko śnionym. Czy w sennym marzeniu Magistra, tak jak na jawie, jest miejsce tylko dla Inżyniera, i czy Inżynier nawet we śnie potrafi skupić uwagę tylko na postaci Magistra? Obaj czujnie słuchają, co powie drugi. Najważniejsze, żeby mieć zawsze gotową odpowiedź. Konformista, taki jak dzielny Ohey - co przyzna każdy - sprawdza się w domu. Duża rodzina, nagłe awarie, niespodziewane wizyty i wydatki wymagają spokoju i dyplomacji. Autorytet i samozadowolenie trzeba w takim przypadku budować na opinii innych oraz poczuciu dobrze spełnionego obowiązku wobec kraju, urzędu, nauki. Ohey z powagą przyjmuje wiadomość o istnieniu w jego własnym domu wroga, którego nigdy nie widział. Odpowiedzialnie ponosi związane z tym konsekwencje, umożliwia rzeszy obcych ludzi dostęp do potwora i godzi się na starcie z intruzem. Czy gdy ruszy odważnie w paszczę lwa, otrzyma wsparcie, chociaż ze strony bliskich? Zabawa u Mrożka sięga głębiej. Bo konwencja snu zachęca do pytania o lęki, z których wzięły się koszmary śniących je bohaterów. Czego boją się Magister z Inżynierem, marzący o tym, by mieć rację za wszelką cenę, i czego chce uniknąć oddany sprawie konformista Ohey? Dziewczyna zjawa w hotelowym pokoju omija wzrokiem obu kolegów, jakby zwracała się do nieobecnego trzeciego. Może więc potrzeba powiedzenia ostatniego słowa u kolegów na delegacji wynika z poczucia niższości. Może stoi za nią podświadomy lęk, że jest się obiektem lekceważenia. Ohey godzi się na największe wyrzeczenia z powodu potwora, którego podobno widzieli wszyscy, tylko nie on sam. Skoro tak, to jego determinacja w zdobywaniu aplauzu i akceptacji mogłaby brać się u niego z podświadomych obaw o wrogi spisek albo mistyfikację. Tematów do rozmyślań jest wiele. Ogromnie dużo, jak na dwie jednoaktówki, grane lekko, zgodnie z rytmem i konwencją błyskotliwego tekstu.