Dyliżans; Zabawa
Teresa Krzemień, Odrodzenie, 12.03.1988
"Zabawa" bawi nas już ładnych parę lat, teraz można ja obejrzeć ożenioną z ...Fredrą. Całość podaje Maciej Englert osobiście, na scenie Teatru Współczesnego. Po początkowym szoku (dlaczego on to łączy?) okazuje się, że łączy, bo mu się okrutnie kojarzy. Co? Ani nasza gotowość do zabawy, do życia w duchowym upiększeniu, do bezinteresownego myślenia, do uśmiechu, do uczestnictwa we wspólnocie. Część pierwsza przedstawienia nazywa się DYLIŻANS i jest kolażem różnych drobiazgów fredrowskich, z jego "Dyliżansem" na czele. Te drobiazgi to przekrój społeczny; ot ludzie w podróży, w gospodzie, przejezdni. Najróżniejsze typy i typki. Z "Noclegu w Apeninach", z "Nowego Don Kiszota", z "Dyliżansu", który dał tytuł. Fredro wodewilowo farsowy, Fredro od drobnicy, właściwie nam dziś nie znany...[...] Pięknie ten drobiazg, a właściwie: te drobiazgi fredrowskie wyreżyserował Maciej Englert. Ożyła zabawa na scenie. W bardzo archaicznym, zaprzeszłym, ale bardzo polskim stylu.[...] Kiedy toczy się ta gra "Dyliżansowa" bez przerwy cos puka i wali na scenie. Najwyraźniej dobija się ktoś. Ktoś - skądś. Okaże się, że ktoś z naszych czasów. Z przyszłości zatem (dla bohaterów Fredry). Konkretnie - trzech młodych chamów z Mrożka. Z "Zabawy". Dobijają się, zgodnie z tekstem, bo chcą się bawić, ale - nie ma dla nich zabawy. Są tylko rekwizyty po ludziach z "Dyliżansu", resztki po przodkach. Resztki humoru, przebieranek, pomysłów, wartości, ich hierarchii, ich smaku. Zabawa dla parobków (tak jest u Mrożka: parobczacy) jest rozpaczliwym poszukiwaniem czegokolwiek na rumowisku ducha. W ogóle na rumowisku. Tej zabawy w "Zabawie" - wiadomo - nie ma.