Łgarz
Tomasz Miłkowski, Trybuna, 10.01.1999

"Łgarzem" Carla Goldoniego wszedł Teatr Współczesny w Warszawie w nowy rok, pokazując tę komedię schyłku dell'arte z wysmakowaną precyzją. Reżyser Giovanni Pampiglione z pomocą Jana Polewki (scenografia) wyczarował świat wenecki połowy XVIII wieku, stylizując ruch sceniczny na wzór ówczesnych technik komicznych. Piękne kostiumy, gesty i ruch przywodziły na myśl sztychy, na których utrwalone zostały postaci dell'arte. A także teatr marionetek, w którym już ktoś inny pociągał za sznurki. Na marionetkowy sposób rozegrano bowiem brawurowy finał - scenę ostatecznego wyjaśnienia intrygi oraz końcowy monolog tytułowego Łgarza. Błazenada sąsiadowała tu z nastrojem lirycznego, pełnego nostalgii wspominania epoki, która odeszła na zawsze. Podświetlone od tylu sylwetki wyglądały jak papierowa wycinanka. Liryczny był też początek z nastrojową serenadą miłosną, wyśpiewaną przez Joannę Jeżewską. To wszystko sprawiło, że ze sceny we Współczesnym promieniowała uroda dawnego teatru. Było to coś więcej niż tylko lekcja historii -jeżeli to w ogóle była lekcja, to jedynie przy okazji, mimochodem. Pampiglione dowiódł, że na komedii Goldoniego możemy się bawić i dzisiaj, odnajdując w zabawnych, czasem i przesadnie splątanych nitkach intrygi zwierciadło wcale dzisiejszych grzeszków, psot i intryg. Rzecz w tym, że u Goldoniego są one ukazane w nadmiarze i dlatego śmieszą. Właśnie ów "naddatek" jest najtrudniejszą barierą do pokonania przy wystawianiu komedii dell'arte - łatwo bowiem aktorom o szarżę. Ale nie w tym zdyscyplinowanym przedstawieniu, w którym wszyscy wykonawcy mieli okazję pokazać swoje możliwości. Jak zwykle silą komiczną błyszczeli Krzysztof Kowalewski i Krzysztof Stelmaszyk (w wystudiowanych rolach ojców). Jako sprytna, energiczna Colombina zachwycała Ewa Gawryluk, łgał jak z nut Piotr Adamczyk (jako tytułowy Łgarz właśnie) w towarzystwie próbującego iść w jego ślady Marcina Przybylskiego (Arlekin), skręcał się z zazdrości Zbigniew Suszyński (Ottavio), konał z miłości Jacek Rozenek (Florindo) ku zmartwieniu Dariusza Dobkowskiego (Brighella), a na swoich wybrańców niecierpliwie wyczekiwały Agnieszka Suchora (Rozaura) i Monika Kwiatkowska (Beatrice). Miedzy nimi wszystkimi przemykał się nieco gamoniowaty posłaniec, zasadniczy listonosz i zawodowy gondolier, Przemysław Kaczyński. Wenecka komedia pana Goldoniego na scenie przy Mokotowskiej "tylko" bawi. Nie pękają nam brzuchy ze śmiechu, ale przecież poddajemy się urokowi zabawy z prawdą w chowanego. Czegóż chcieć więcej.

Deklaracja dostępności