Sama słodycz
Maciej Karpiński, Sztandar młodych, 09.03.1973
Sytuacja wyjściowa jest znana z innych sztuk Iredyńskiego: w sanatorium gruźliczym, w atmosferze zamknięcia i zagrożenia egzystuje odosobniona grupa pacjentów, która - ulegając władzy "mistrza ceremonii" - oddaje się wyrafinowanej grze psychologicznej, zbliżonej do psychodramy, która wiąże członków grupy, czyniąc zeń niemal sektę. Mamy tu więc wszystkie elementy, niezbędne do zawiązania - rzekłbym - "dramatu a la Iredyński". W to wszystko wkracza tytułowa "Sama słodycz", łagodna i nieśmiała dziewczyna, upokarzana i dręczona przez członków grupy i "mistrza", dopóki - przejrzawszy reguły gry - sama nie sięgnie po "władzę" w grupie. Nazwa, jaką nadali dziewczynie współtowarzysze, okazuje się ironicznym paradoksem: "Sama słodycz" jest okrutniejsza i bardziej przewrotna od samego "mistrza", któremu do tej pory wszyscy ufali, potrafi bowiem sprytnie, z niesłychanym psychologicznym wyczuciem, podważyć to zaufanie, przeciągnąć słabych na swoja stronę, aby rozpocząć taką samą grę, jaką prowadził "mistrz", tyle, że pod własnym bezwzględnym przywództwem.