Sama słodycz
Andrzej Hausbrandt, Express wieczorny, 03.04.1973
W tej budzącej wiele oporów sztuce, która trudno zapisać do celniejszych dziel wybitnego pisarza Ireneusza Iredyńskiego, w tym nazbyt rozciągniętym dramacie (by nie wspominać już o dłużyznach i monotonii inscenizacyjnej) - jest kilka znakomicie zagranych ról. Przede wszystkim kreacja Tadeusza Łomnickiego (Mistrz Ceremonii). Ten świetny aktor o mistrzowsko opanowanym warsztacie, miewa niekiedy ciągoty do nazbyt wyraźnego eksponowania swej perfekcji technicznej. Tu jest on uosobieniem prostoty, skupienia, surowości gry. Bezpośredniość i autentyzm Łomnickiego są najwyższej próby. Jedynie jego wirtuozeria ratuje najsłabszy drugi akt sztuki, jedynie jego prawda zostaje do końca wybroniona. Ale jest to tylko zwycięstwo aktora, samego aktora, wbrew tekstowi, wbrew inscenizacji. Barbara Wrzesińska (Kobieta IV) zgodnie z dramatem gra na histerycznej nucie. Szkoda, że reżyser pozbawił ją obecnej u Iredyńskiego ludowości.. Aktorka ma jednak kilka znakomitych scen, raz jeszcze dokumentując wysoką rangę swej sztuki, zwłaszcza tam, gdzie broni swą bohaterkę przed strąceniem jej w przepaść absurdu. Ostro, charakterystycznie, bardzo sugestywnie zagrał prymitywnego osiłka (Mężczyzna IV) Stefan Friedmann. Ustrzegł rolę zarówno przed rodzajowością taniego humorku, jak i symboliką diabolizmu. W tytułowej roli wystąpiła Stanisława Celińska. Stworzyła ona postać interesującą, zbyt wcześnie może odsłoniła drugie dno. Nie słodkie już, lecz zaprawione goryczą i metalicznym posmakiem krwi.