|
WAGON
Tomasz Mościcki, Dziennik nr 13, 16.01.2007.
Katarzyna Zielińska, Życie Warszawy nr 13, 16.01.2007.
Janusz R. Kowalczyk, Rzeczpospolita nr 14, 17.01.2007.
Jacek Wakar, Dziennik nr 16 - Kultura, 19.01.2007.
Tomasz Miłkowski, Przegląd nr 4/28.I.2007.
Piotr Kitrasiewicz, Express Wieczorny, 24.II.2007.
Znakomity spektakl o mrokach PRL-u
"Wagon" według prozy Marka Nowakowskiego to jedno z najlepszych przedstawień ostatnich kilku miesięcy.
Na Scenie w Baraku Teatru Współczesnego ożył świat, który odszedł w niepamięć nie tak dawno temu. Przyćmione światło zabrudzonych kloszów w kolejowych przedziałach, gwizd przejeżdżających parowozów, niewygodne drewniane ławki, workowate ubrania okresu środkowego PRL-u.
Rzeczywistość opowiadań Marka Nowakowskiego przeniósł na scenę Krzysztof Zaleski. Mamy wreszcie w Warszawie prawdziwy teatralny sukces.
"Wagon", przedstawienie oparte na kilku opowiadaniach Nowakowskiego, można żartobliwie określić jako "spektakl dla dorosłych". Nie żeby działy się tu rzeczy zdrożne lub choćby tylko brutalne (to już przecież w polskim teatrze zaliczyliśmy). Kontekst ludzkich historii przedstawionych w tych kolejowych dekoracjach zatarł się w ludzkiej pamięci bardzo szybko. Z pamięci wyparowała sama scenografia tamtych czasów. Historyczna rupieciarnia staje jak żywa przed oczami ludzi, którzy mieli jeszcze wątpliwą przyjemność pokosztowania peerelowskiego oldskulu.
Szkoda byłoby jednak, gdyby przedstawienie Zaleskiego, ten "Krótki kurs PRL w dwóch aktach i jednym przedziale", oglądało tylko pokolenie pamiętające tamten czas. Warto, by obejrzeli je również i ci młodsi. "Wagon" to przykład dobrej adaptacji prozy, która na pierwszy rzut oka wydaje się niesceniczna - to w sporej części monologi, Zaleski jednak umieścił je pomiędzy pysznymi obyczajowo scenkami roberka podczas delegacyjnej podróży, rozgrywanego na tekturowej walizce, czy wspaniałej pijackiej sekwencji w wagonie Warsu. "Wagon" jest - paradoksalnie - bardzo rzadkim przykładem obudowania przedstawienia prawdziwą fonosferą, gwizdem lokomotyw, odgłosem pociągu stukającego na szynach (słychać nawet, że to wagony o starej, dwuosiowej konstrukcji), hamowania... Odżywają stare melodie, jest słynne "Tango Notturno", hitlerowski marsz, bardzo podobne doń pieśni masowe, odzywają się towarzysze Gomułka i Gierek. Mistrzowskie opracowanie dźwiękowe, które dla "Wagonu" stworzyła Małgorzata Małaszko, to nie tylko ilustracja przedstawienia. To jego pełnoprawny uczestnik nadający całości wyrazisty rytm.
Siłą "Wagonu" jest aktorstwo. Zaleski zaprosił do współpracy aktorów, którzy na scenie przy Mokotowskiej pojawiają się niezbyt często lub w rolach drugoplanowych. Znana z ekranów Joanna Jeżewska, świetna śpiewająca aktorka, w przedstawieniu Zaleskiego wykonuje słynną wokalizę z "Pociągu". Ale w roli rozwiązłej "plumpuding" pokazuje też bogate możliwości sceniczne. Niespodzianką jest rola Jana Pęczka, specjalisty od ruchu scenicznego, który w tym przedstawieniu zagrał Stolarka, kutwę na delegacji, zaglądającego w karty, milczkowatego, szarego faceta z PRL-u. Pęczek umiał jednak odnaleźć w tym szaraku tony ludzkie i prawdziwie wzruszające. Genialna Monika Krzywkowska jako odwiedzająca Polskę, zalana w dym Dzidzia. Odkryciem "Wagonu" jest Krzysztof Banaszyk, którego w teatrze widzi się rzadko. Sceniczne próby Banaszyka kończyły się do tej pory katastrofą. Tym razem poprowadzony przez Zaleskiego zdjął z siebie wszystkie telemaniery, zagrał trzy wyraziste i zróżnicowane role: szabrownika "robiącego" pociągi, znakomitego inżyniera uwodziciela i rozpaskudzonego erotomana z przedziału Warsu. W każdej roli inny i ciekawy. Może czas pomyśleć o powrocie do teatru?
Skarbem "Wagonu" jest jednak Damian Damięcki. Wspaniały monolog faceta "wkręconego" przed wojną w komunizm, przerywającego swoją opowieść natrętnym "poooszę pana" i genialna kreacja oficera LWP, safanduły, który nigdy nie powąchał prochu, drobnego pijaczka, dość typowego produktu Ludowego Wojska Polskiego.
Sprawiedliwość wymagałaby przepisania całego afisza, "Wagon" jest bowiem udanym i ważnym przedstawieniem. Już dziś warto zawalczyć o bilety.
Tomasz Mościcki, Dziennik nr 13, 16.01.2007.
Polska od podszewki
"Pociąg przez Polskę kolejnych dekad nie zatrzymuje się na eleganckich stacjach. Jest brudny i obskurny. Z czasem polepszają się tylko obicia siedzeń.
Co mają wspólnego młodzi ludzie rwący się do życia tuż po wojnie, trzej mężczyźni wracający z delegacji i rozbawione towarzystwo epoki gierkowskiej? Wszystkich łączą mniej lub bardziej nieczyste interesy. Napady na transporty niemieckie, oszustwa czy choćby przekupienie kelnera w Warsie, by udostępnił zamknięty bar - taki obraz Polski wyłania się z "Wagonu" w reżyserii Krzysztofa Zaleskiego.
Paryski szyk i bełkot
Spektakl powstał na podstawie fragmentów prozy Marka Nowakowskiego. Kolejne sekwencje prowadzą przez dekady, począwszy od czasów po wojnie, przez PRL, na współczesności kończąc. Nie pokazują jednak wielkiej historii, a tylko jej nieefektowną podszewkę.
Przez stojący na scenie przedział przewijają się drobni przestępcy, konduktor (Jacek Bursztynowicz) przymyka oko na fakt, że jeden z pasażerów (Jan Pęczek), "przegapił" swoją stację pochłonięty grą w karty. Przypadkiem spotkany znajomy (Przemysław Kaczyński) opowiada o swoim udanym życiu: żonie, dzieciach, telewizorze marki Granit.
Śpiew Joanny Jeżewskiej punktuje wielowątkową opowieść. Najczystszą postacią w tym wszystkim okazuje się grany przez Damiana Damięckiego prosty facet, przed wojną będący komunistą, ale jedynie z nazwy. Trafiwszy do więzienia, nie dał się przekabacić ani tamtejszym towarzyszom, ani strażnikom.
Najlepsza scena rozgrywa się gdzieś w latach siedemdziesiątych: wielka popijawa z udziałem parysko szykownej rodaczki przybyłej z wizytą do ojczyzny (Monika Krzykowska), malarzem-hipisem (Dariusz Dobkowski) i paroma innymi typami ówczesnej socjety. Wciągnięci do picia wojskowi (Damięcki i Piotr Garlicki) na przemian bratają się i awanturują, aż w końcu już trudno powiedzieć, o co właściwie chodzi. Nie dziwi, że przesłanie zamykające spektakl jest bełkotem chorego psychicznie kierowanym do eleganckiego biznesmena z komórką i laptopem.
Obojętne lustro
Ta nieco przydługa opowieść, pełna jednak uroku, nie jest też pozbawiona goryczy. Czas pędzi jak pociąg, a jego pasażerowie przemykają przez życie w sposób głupi, szemrany, a najwyżej - przeciętny. Ale "Wagon" nie poddaje ich ocenie, jest tylko obojętnym lustrem. W którym jednak przeglądamy się z dużym zainteresowaniem i rozbawieniem.
Katarzyna Zielińska, Życie Warszawy nr 13, 16.01.2007.
Dyskretny urok polskich podróży
Marek Nowakowski pisze prozę, która nie miała dotąd szczególnego wzięcia w teatrze. Jak wdzięcznym materiałem scenicznym może stać się w rękach mistrza, pokazał dopiero Krzysztof Zaleski w "Wagonie" wystawionym w Teatrze Współczesnym. I chwała mu za to.
Najnowsze przedstawienie Teatru Współczesnego przywodzi namyśl nostalgiczny klimat nie tak dawno minionych lat. Pociąg wiezie bohaterów nie tylko przez przestrzeń, ale i przez czas. Zmieniają się mody, ubiory, fryzury, wystroje wnętrz, nastroje i tylko tematów do narzekań nigdy nie zabraknie.
Akcja rozgrywa się zazwyczaj w wagonie, rzadziej na peronie lub w poczekalni dworcowej. Kolejne epizody przedzielają nastrojowe jazzujące ballady, pięknie śpiewane przez Joannę Jeżewską.
Czasy hitlerowskiej okupacji. Kilku fetniaków, ryzykując życiem, ograbia niemieckie transporty. Koniec wojny kładzie kres ich procederowi. Zamiast kierowanych na front wschodni francuskich koniaków, perfum czy nylonów i futer dla stęsknionych kochanek przyjdzie im kraść... ocynkowaną blachę wysyłaną do Kraju Rad. W dodatku herszta rabusiów (Krzysztof Banaszyk) dosięgną kule ochrony.
Starszy Mężczyzna (Damian Damięcki) jadący na operację do szpitala opowie Konduktorowi (Jacek Bursztynowicz), jak dał się namówić na przewóz nielegalnej bibuły. Nakryty przez sanacyjną policję, trafi na lata do więzienia, gdzie straci zdrowie. Po wojnie będzie odrzucał apanaże, którymi władza chciała go uhonorować jako ideowego komunistę.
Mała stabilizacja czasów Gomułki. Pasażer (Przemysław Kaczyński) pracuje na dźwigu, mieszka w bloku, wziął meble na raty. Żona czeka z obiadem, dzieciak rośnie. Słuchający go stary kumpel wyzna w końcu, że nadal jest sam. W krępującej ciszy zaczną sobie nawzajem zazdrościć.
Za Gierka przyjeżdża z Francji Dzidzia (Monika Krzywkowska), żeby z gronem dawnych przyjaciół odwiedzić Sopot. Za kilka zielonych dostają do dyspozycji wagon WARS. W alkoholową biesiadę, z udziałem m.in. buńczucznego pisarza Krzysztofa (Maciej Marczewski) i ugodowego Malarza (Dariusz Dobkowski), włączą się wojskowi: Pułkownik (Piotr Garlicki) i Major (Damięcki). W dyskusji coraz niebezpieczniej zaczną wypływać różnice światopoglądowe.
Krzysztof - alter ego autora - trafi przed oblicze Oficera UB (Garlicki) w trudnych latach 80. Mimo perswazji i zachęt z jego strony nie podpisze lojalki.
Wreszcie ponadczasowa przejmująca spowiedź Dziewczyny (Monika Pikuła), która uciekła z domowego piekła przed ojcem alkoholikiem, a wpadła w macki sutenerów.
Udana adaptacja Krzysztofa Zaleskiego układa się w panoramę polskich losów -z punktu widzenia przeciętnych ludzi - od drugiej wojny światowej do dziś. Widowisko, wolne od patosu, jak i publicystycznych naleciałości, ogląda się doskonale. W komforcie wciąż unowocześnianego wyposażenia wagonowych wnętrz, w rytmie coraz szybszego i cichszego stukotu kół pociągu. Świetną grę całego zespołu (także Jana Pęczka i Sebastiana Świerszcza) wspierają rasowe i bezspornie genialne epizody Damiana Damięckiego. To, co dotąd było literaturą, w jego ustach mieni wszystkimi barwami prawdziwego życia. To znacznie więcej niż teatr, bo tak zwane samo życie. Po prostu.
Janusz R. Kowalczyk, Rzeczpospolita nr 14, 17.01.2007.
Czas nie ma fajrantu
Krzysztof Zaleski nie użył prozy Marka Nowakowskiego do modnych rozliczeń z PRL-em. W znakomitym "Wagonie" w warszawskim Teatrze Współczesnym zabiera nas w podróż w przeszłość. Śmiejemy się, połykając łzy.
Jest w przedstawieniu Zaleskiego smak prawdziwej Warszawy. Tej dawnej, z czasów wojny, i nieco późniejszej, powstającej z gruzów, brzmiącej gwarą Powiśla i Pragi, okrzykami pokątnych złodziei obrabiających kolejowe transporty. Na małej scenie Baraku Współczesnego jakby się czuło gryzący zapach alkoholu, aromat wyciąganych z puszek sardynek. Pije się szybko, je łapczywie. Pod osłoną nocy całuje dziewczyny i marzy. Jak w czasach młodości. Jest mit i duch dawnego miasta, jego wielkość i małość. Warszawa jest Warszawą, ludzie biorą haust wolności, by żyć całym sobą. Jeszcze wydaje się to możliwe, jeszcze jest pięknie, choć czasem nieodparcie śmiesznie. Jeszcze nie widać oznak zniewolenia, z głośników i szczekaczek nie słychać Gomułki, Gierka. Potem obraz zasnuwa mgła. Brud polityki zatruwa życie, wchodzi do domów, odbiera spokój codzienności. Powoli rezygnuje się z nikłych nawet aspiracji, by poczuć małą stabilizację. Za cenę małych świństw, czasem chwil upodlenia. Wielkość spektaklu we Współczesnym tkwi w braku chęci osądu tego świata i tych ludzi Zaleski nie chce żadnych moralnych ocen, unika pokusy łatwego patosu. Tak było - zdaje się mówić - i w tym jest piękno i brzydota Polski ostatniego półwiecza. Chociaż zaludnia scenę przeróżnego sortu postaciami, całą energię wkłada w odmalowanie ich wielobarwności. Nie ma w "Wagonie" żadnego jednowymiarowego bohatera, a przecież mamy i szmuglerów, i pokątnych pisarzy, służalczych wojskowych, zimnego ubeka. Aktorzy Współczesnego nie idą na łatwiznę, próbując za wszelką cenę bronić tych ludzi. Widzą w nich jasność i mrok.
Nie mogę się zdecydować, kto w "Wagonie" podoba mi się najbardziej. Czy Damian Damięcki w dwóch krańcowo różnych portretach - warszawskiego majstra wbrew woli wciągniętego w wir konspiry oraz zapitego majora, który zachował jeszcze resztki świadomości swego położenia? Obie role gorzkie, okrutnie śmieszną rysowane cieniutką kreską. A może zrywający z serialowym wizerunkiem Krzysztof Banaszyk, znakomicie czujący duszę warszawskiego króla życia i małego inżyniera oszusta? Czy wreszcie Monika Krzywkowska, którą po "Wagonie" trzeba już traktować jak aktorkę wybitną? Gra tu dwie złamane smutkiem zmarnowanego życia femmes fatales, łącząc gorycz i przebłyski radości, dając im sporą szczyptę szaleństwa. Wszyscy aktorzy z "Wagonu" - także ci, których na macierzystej scenie omijały dotąd zwykle główne role - sprawdzają się znakomicie Każda rola i epizod znaczone są nieoczekiwanym gestem, grymasem. Wydawać by się mogło, że dramaturgiczny materiał zastawia na wykonawców pułapkę charakterystycznego sztampowego grania. Nic z tych rzeczy. A może z przedstawienia w Baraku najlepiej zapamiętam Joannę Jeżewską i jej stare piosenki, zasnuwające świat dymem melancholii? Jej wokalizę z "Pociągu" Kawalerowicza, która spaja w całość wszystkie sekwencje. I niesie główną myśl spektaklu. "Czas zasuwa bez fajrantu" - mówi jeden z bohaterów, a Krzysztof Zaleski przez teatr ilustruje tę myśl. Kiedyś było inaczej, byliśmy młodzi... Jest wreszcie "Wagon" ze Współczesnego rzeczą w najlepszej tradycji tej sceny. Spektaklem o inteligencji i dla inteligencji. Tylko ona poczuje jego smak. Tylko ona nie będzie się wstydzić łez, bo przecież nie ma czego...
Jacek Wakar, Dziennik nr 16 - Kultura, 19.01.2007.
Niebanalny obrachunek z nieodległą przeszłością
Na początek uwaga: to naprawdę dobry w sensie teatralnym spektakl, ale mimo wszystko pozostawiający niedosyt. Bo to jak z wagonem czy przedziałem: pojawiają się w nim ludzie złączeni przypadkiem, trochę na siebie skazani przez cel podróży, często wzajemnie niedogodni i niedopasowani. Tak też i w tym spektaklu - fragmenty wyjęte z rozmaitych opowiadań Marka Nowakowskiego, każdy z nich o swojej barwie i zapachu, niekoniecznie składają się na obraz wspólnego polskiego losu, to tylko jedna z wielu możliwych wersji. Ani gorsza, ani lepsza. Oczywiście, wspólne są ramy, wyjęte cytaty z przemówień etapowych przywódców, fragmenty obwieszczeń, ale to jedynie sygnaty czasu tzw. trendy. Niespójny jest także kąt widzenia - zaczynamy od tych, którzy w czasach okupacji obrabiali wagony, potem przechodzimy do kiciarzy po przegnaniu hitlerowców, aby porzucić bezpowrotnie środowisko półświatka i wejść do tzw. elity finansowo-artystycznej z wojskiem na okrasę. Zmienia się więc punkt obserwacyjny i zmieniają perspektywy. Pozostaje tylko wagon i Wars, który wita nas. Z dramaturgią jest więc trochę na bakier i - obowiązuje zasada ruchomej anegdoty i pretensja do uogólnień - gdyby nie to, trzeba by zastrzeżeń się pozbyć, bo aktorzy grają wybornie, dając malownicze portrety bohaterów z przeszłości. Zwłaszcza mistrz charakterystyczności, Damian Damięcki, daje wręcz fenomenalny portret ograniczonego myślowo, ale zarazem groźnego majora, pijaka i zabawowicza, faceta gotowego na wszystko, ksenofoba, antysemity i urazowca, wysferzonego raba - wszystko to już widać w tej postaci, zanim wypowie pierwsze słowo. Jak on czujnie kroi zakąski z oczami i uszami naokoło głowy! Majstersztyk. Bezbłędne jest też opracowanie muzyczne, w którym Janusz Bogacki sięgnął do niezapomnianych standardów epoki z "Kolejami losu" (piosenką-motywem przewodnim, zaczerpniętym z "Pociągu" Jerzego Kawalerowicza), delikatnie podawanych przez Joannę Jeżewską. We Współczesnym pojawił się więc kolejny niebanalny obrachunek z nieodległą przeszłością - po głębokim, wstrząsającym "Wniebowstąpieniu" Tadeusza Konwickiego mamy teraz opowieść mniej poruszającą, choć również wabiącą kolorytem PRL.
Tomasz Miłkowski, Przegląd nr 4/28.I.2007.
Pociągiem przez PRL
Spektakl jest adaptacją opowiadań Marka Nowakowskiego. Tytułowy wagon jest miejscem w którym śledzimy zmieniające się obyczaje i surowe prawa, jakim poddawani byli mieszkańcy naszego kraju począwszy od ostatniej wojny. Poznajemy je na przykładzie dialogów oraz zachowań bohaterów, podróżujących pociągiem i realizujących swoje nielegalne interesy, pijących i bawiących się albo po prostu - rozmawiających ze sobą o życiu. Akcja rozpoczyna się w okresie okupacji. Potem przesuwają się przed oczyma widza sceny będące odbiciem okresu stalinizmu, gomułkowskiego "Października", gwałtownych wydarzeń roku 1968, gierkowskiej - tak zwanej - stabilizacji, wreszcie - stanu wojennego. Bohaterami są, jak to u Nowakowskiego, szarzy zjadacze chleba, ludzie z przestępczego półświatka, niebieskie ptaszki. Także konduktorzy, facet obsługujący "Wars" i - w jednej ze scen - dwaj oficerowie Ludowego Wojska Polskiego: podpułkownik i major. Ta ostatnia scena jest najdłuższa w spektaklu i najbardziej wciągająca. Właśnie w "Warsie", w którym pije "Żytnią" kilku panów podejmujących w Polsce rodaczkę z Francji, dochodzi do ich nieoczekiwanego spotkania z podchmielonymi wojskowymi w delegacji. Następuje słowna konfrontacja na temat najnowszej historii (pod adresem wojskowych pada epitet "mongoły"), a jej ukoronowaniem jest prowokacja jakiej dopuszcza się jeden z cywili (Kiciuś, grany przez Krzysztofa Banaszyka) wznoszący toast za "polskiego oficera Monahema Begina".
Mocną stroną spektaklu, zręcznie zainscenizowanego na ciasnej przestrzeni Sceny w Baraku Teatru Współczesnego przez Krzysztofa Zaleskiego, jest gra aktorów. Poziom aktorskich kreacji jest normą placówki przy Mokotowskiej, której artyści tworzą zazwyczaj pełnokrwiste postaci sceniczne wynikające ze starannego budowania roli. Aktorzy wcielają się w różne postaci, na przykład Piotr Garlicki jest "granatowym" policjantem, kolejarzem, oficerem LWP i funkcjonariuszem bezpieki. Największe brawa należą się Damianowi Damięckiemu, kreującemu - kolejno - starszego mężczyznę, majora oraz naczelnika. Zwłaszcza w monologu steranego życiem podróżnego, jadącego do szpitala na operację, przedwojennego "komunisty" z ul. Żelaznej, dał koncert gry aktorskiej najwyższej klasy. Ale pozostali wykonawcy w niewielkim stopniu ustępowali mu pola. Zapada w pamięć jadąca bez celu bezdomna Dziewczyna - Moniki Pikuły, Technik Kozłowski - Dariusza Dobkowskiego, Krzysztof - Macieja Marczewskiego, Kiciarz - Sebastiana Świerszcza. Przerywnikiem poszczególnych scen są nastrojowe piosenki śpiewane przez Joannę Jeżewską, towarzyszące swoim melancholijnym tonem losowi szarych podróżnych mknących szarym ekspresem przez szarą polską rzeczywistość. Oszczędna, ale wyczerpująca scenografia Marka Chowańca współtworzyła atmosferę tamtych lat, skondensowaną w wagonowych scenkach i dialogach. Na małej Scenie w Baraku otrzymaliśmy porządnie zrealizowany i świetnie zagrany spektakl oparty na dobrej literaturze. Spektakl bardzo polski z ducha, a także bardzo warszawski, bo unosi się nad nim klimat dawnej stolicy: tej okupacyjnej, tuż powojennej oraz późniejszej. Czasy zmieniają się, ale mentalność, przysłowiowa "charakterność", wytrwałość i pogoda ducha warszawiaków są ciągle takie same.
Piotr Kitrasiewicz, Express Wieczorny, 24.II.2007.
|
|