Kurka wodna
Witkacy na wesoło, Roman Szydłowski, Trybuna Ludu nr 6, 12.03.1980

MACIEJ ENGLERT dowiódł już realizując „Kurkę Wodną” w Szczecinie, że rozumie dobrze tę sztukę i potra­fi nadać jej jednolity kształt tea­tralny. Teraz dał w Warszawie drugą, lepszą jeszcze jej wersję. Przedstawienie w Teatrze Współczesnym zasługuje na pełne uz­nanie, zarówno ze względu na walory inscenizacji, jak i (może w jeszcze większym stopniu) ze względu na grę wybornych akto­rów.

Reżyser potraktował „Kurkę Wodną” jako komedię absurdal­ną, nie bacząc na podtytuł „Tra­gedia sferyczna", Ludzie, meble, sytuacje są realistyczne i dopie­ro wtedy w całej pełni dociera do nas absurdalny humor Wit­kacego.

Przedstawienie w Teatrze Współczesnym rozwija się powoli. Pierwszy akt jest może nazbyt statyczny i brak w nim owej gro­teskowej jaskrawości, bez której trudno sobie wyobrazić teatr Wit­kacego. Kiedy jednak pojawia się na scenie Maja Komorowska, sytuacja zmienia się w sposób diametralny. To ona nadaje ton przedstawieniu
i wprowadza nas w ów trzeci, czy może czwarty wymiar, grając zarówno przeza­bawną księżnę Nevermore, jak i parodię tej postaci. Do niej do­stosowują się inni aktorzy, wśród których od początku trafia w ton Witkacego świetny Henryk Bo­rowski i bardzo śmieszny Krzysz­tof Kowalewski.

Im dalej rozwija się przedsta­wienie tym lepszy jest także Da­mian Damięcki (Edgar Wałpor) i Marta Lipińska (Kurka Wodna), najlepsza w trzecim akcie sztuki. Finał należy jednak do Joanny Szczepkowskiej, która sprawia całej widowni wspaniałą niespo­dziankę, prezentując technikę przeobrażania się, godną bardzo już doświadczonej artystki.

Cały zespół zagrał w tym przedstawieniu bardzo dobrze. Warto tu jeszcze wymienić Sta­nisława Górkę (Tadzio), Mariana Friedmana, Krzysztofa Wieczor­ka, Marcina Trońskiego-Szalawskiego i Stanisława Bielińskiego.

Udaną i funkcjonalną sceno­grafię zaprojektował Marcin Stajewski.

Oglądamy przedstawienie, w którym można nie tylko oglądać pomysłową inscenizację i bardzo dobrych aktorów, lecz także po­słuchać dobrego tekstu. Maciej Englert nie próbuje „pomagać” Witkacemu własnymi wstawkami, z wyjątkiem pomysłowego finału,  który dowcipnie wymyślił. Jest wierny autorowi, stara się jak najlepiej zaprezentować jego utwór. A publiczność bawi się bardzo dobrze.

 

Deklaracja dostępności