Czego nie widać
Sfarsowani, Andrzej Lis, Trybuna nr 3, 14.03.1992

Maciej Englert systematycznie potwierdza, że wie jak prowadzić teatr tak, y cieszył się autentycznym zainteresowaniem publiczności. Przed kasami ma tłok. Na widowni nadkomplety. W repertuarze na afiszu spory wybór. Żadnych oznak kryzysu.

Na „małą scenę” swego teatru wprowadził piątą już premierę: „Czego nie widać”, przedtem grano w tym cyklu m. in. takie szlagiery jak: „Jak się kochają”, czy „Letycja i lubczyk". Tym razem jest to farsa Michaela Frayna bardzo populara w Londynie, gdzie osiągnęła ponad 1000 przedstawień. We Współczesnym” być może ten rekord nie zastanie poprawiony, ale, jeśli uwzględnić wszystkie różnice między metropoliami, spektakli może być równie dużo.

Farsa, jak wiadomo, to utwór sceniczny przede wszystkim na… drzwi, rekwizyty i bardzo dobrych aktorów. Wszystko polega na tym, że postacie wchodzą nie tam gdzie trzeba, biorą nie to co trzeba i dziwią się temu, czemu widownia nie powinna się już dziwić. We Współczesnym cała ta maszynka teatralna funkcjonuje nadzwyczaj sprawnie. A ponieważ farsa Frayna  jest może inteligentniejsza od innych, bowiem jest to właściwie farsa w farsie, a do tego dotyczy jeszcze teatru, przeto zabawa jest i interesująca dla widowni, i utrzymana na dobrym poziomie przez z górą trzy godziny. Maciej Englert doskonale panuje nad tą swoistą „karuzelą” sceniczną, a ponieważ ma bardzo dobrych partnerów, przeto całość utrzymana jest na profesjonalnie bardzo dobrym poziomie.

Zalety to bardzo dobrze brzmiący przekład Małgorzaty Semil i Karola Jakubowicza, sprawne, dowcipne, inteligentne aktorstwo całego zespołu i poszczególnych aktorów: Marty Lipińskiej, Anny Majcher, Krzysztofa Wakulińskiego, Krzysztofa Kowalewskiego, Marka Bargiełowskiego, Bronisława Pawlika oraz młodzieży: Ewy Gawryluk, Agnieszki Suchory i Witolda Wieluńskiego. Funkcjonalna scenografia Marcina Stajewskiego. Wady we „Współczesnym” ciągle są te same: brak powietrza na  widowni, szczególnie na farsie bardzo dotkliwy, wobec gwałtowniejszych reakcji i zwiększonego poboru... tlenu. Ale publiczność mimo iż trochę cierpi, to przecież naprawdę się bawi.

Wszystko to więc wygląda dobrze, a mimo to opuszczałem przedstawienie z jakimś żalem. Bo nie da się ukryć, że sporo ludzkiej energii, talentu, czasu, autentycznego wysiłku poświęcono w gruncie rzeczy banalnej sprawie.
Nie jestem też całkiem pewny, czy w dzisiejszych czasach farsa jest naprawdę odpoczynkiem, skoro tak często mamy z nią do czynienia na co dzień. Maciejowi Englertowi udało się skutecznie, a nawet brawurowo „sfarsować” zarówno swój zespół, jak i swoją publiczność. To prawda, ale nie jestem pewien, czy to jest sukces.

Dlatego z dużą nadzieją czekam na nowe premiery Współczesnego w Teatrze Małym przy Marszałkowskiej, gdzie niebawem rozpocznie działalność duża scena tego teatru. Na początek „Rozbity dzban" H. Kleista.

 

Deklaracja dostępności