Proces
Jan Bończa-Szabłowski. Poza oczami widzów nic się w tej inscenizacji nie klei, Janusz R. Kowalczyk, Rzeczpospolita, 31.03.2008

Poza oczami widzów nic się w tej inscenizacji nie klei Kontra - Janusz R. Kowalczyk Józef K. z "Procesu" Franza Kafki nie pozna przyczyny swego aresztowania, a widz teatralny - powodu tej inscenizacji Macieja Englerta. Sceniczne adaptacje arcydzieł literatury należą do najtrudniejszych wyzwań teatralnych. Samo zilustrowanie akcji powieści działaniami aktorskimi to jednak za mało, a najnowsze przedstawienie w warszawskim Teatrze Współczesnym do tego się, niestety, sprowadza. Lepiej przeczytać książkę. Rzetelność Macieja Englerta w detalicznym przekazywaniu wątków prozy Kafki mogłaby nawet budzić uznanie, gdyby nie fakt, że akcja wlecze się niemiłosiernie, a odosobnione popisy aktorskie nie chcą się ułożyć w dramatyczną całość. Prowadzi to do paradoksalnej sytuacji, w której pozornie wszystko gra, a jednak nic się nie klei - poza oczami widzów. Kafkowski Józef K. jest neurotyczną osobowością skłonną do uległości, podporządkowania się innym, niezdolną do buntu. Trafia w nieprzebyty labirynt sądowych korytarzy i zakamarków, gdzie czai się bliżej nieokreślone zagrożenie. Narastające, choć niepojęte. Borys Szyc w zagubieniu i bezradności swego bohatera nie jest jednak na tyle przekonujący, żeby widz mógł mu współczuć, identyfikować się z nim, przejąć jego losem. Zadziwiającą, choć nieuniknioną śmierć tej postaci poprzedza niema etiuda, w której dwóch oprawców podrzuca sobie nawzajem katowski nóż. Po niepotrzebnej, bo kiepskiej klaunadzie samo wykonanie wyroku nie jest już w stanie nikogo poruszyć. Takim końcem nużącego wielkoobsadowego widowiska Englert przekreśla wszelkie tropy interpretacyjne. Bo umieszczenie akcji poza określonym czasem i miejscem nie każdemu musi się kojarzyć, że nigdzie znaczy w Polsce. Dużo pary w gwizdek.

Deklaracja dostępności