Proces
Osaczony, Piotr Kitrasiewicz, Express wieczorny,

Na dużej scenie Teatru Współczesnego Maciej Englert przygotował adaptację sceniczną "Procesu" Franza Kafki, jednej z najwybitniejszych powieści XX wieku. Prezentowano ją u nas wielokrotnie na różnych scenach (także w Teatrze TVP), w rozmaitych wersjach, w tym uwspółcześnionych. Do historii przeszła kreacja Jacka Woszczerowicza w roli Józefa K. na scenie Teatru Ateneum w 1958 roku (reżyserował Jan Kulczyński), znacznie słabiej wypadł "Proces" w Teatrze Studio w 1980 r. przygotowany przez Henryka Baranowskiego, z Antonim Pszoniakiem w roli głównej. Maciej Englert zaprezentował "Proces" w duchu drugiej dekady ubiegłego stulecia, na tle staroświeckich sprzętów i pogrążonych w półcieniach wnętrz. Spektakl ma duszną, mroczną atmosferę. Działający w niej Józef K., oskarżony przez tajemniczy trybunał o coś czego nie zrobił, podąża na spotkanie przeznaczenia, a jest nim wyrok skazujący i finałowa egzekucja. Reżyser wydobył z powieści Kafki jej wieloznaczność, tajemniczość oraz podteksty filozoficzne. Nie próbował interpretować losów bohatera, nie osadził ich w jakiejś wykoncypowanej przestrzeni społecznej czy politycznej. Pozwolił "zagrać" duchowi pierwowzoru, po prostu pozwolił adaptowanemu dziełu zaistnieć swoją własną siłą. Bardzo dobrze zagrał głównego bohatera Borys Szyc. Pokazał młodego człowieka, neurastenika i nadwrażliwca, który nie chce podporządkować się narzuconym sobie regułom gry. Owszem, gdyby zgodził się wziąć udział w tej absurdalnej groteskowej tragifarsie, gdyby pokornie zagrał swoją rolę oskarżonego nie wiadomo o co - ocaliłby życie, jak wielu innych "rozsądnych". Ale on widzi głębiej i rozumie więcej, nie potrafi być marionetką sterowaną cudzymi rękami. Nie potrafi zatrzymać się w porę, chociaż ma niejedną szansę. Płaci za to najwyższą cenę. Umiera "jak pies". Józef K. w wydaniu Szyca to wrażliwy intelektualista XX wieku, niepokorny i mający własne zdanie, zbuntowany i szamocący się w więzach społecznych układów i zagrożeń. Aktor nie nawiązywał ani do kreacji Woszczerowicza, ani do filmowych wcieleń Józefa K. zaprezentowanych przez Anthony Perkinsa w filmie Orsona Wellesa z 1960 r., czy późniejszej ekranizacji (1993 r., reż David Hugh Jones) z Kyle`em MacLachlanem. Stworzył nową, pełną wyrazu propozycję interpretacji tej postaci. W spektaklu wziął udział niemal cały zespół Współczesnego. Aktorzy - dobrze prowadzeni przez reżysera - współtworzyli w drugoplanowych i epizodycznych postaciach klimat narastającego i wszechobecnego zagrożenia. Przypominali - o czym więcej za chwilę - postaci z dawnego niemieckiego filmu ekspresjonistycznego z epoki przedhitlerowskiej. Zatroskanym i desperacko starającym się pomóc siostrzeńcowi wujem Karolem był Damian Damięcki, zagadkową i wnoszącą niepokój piękną kobietą była Katarzyna Dąbrowska jako Leni, pielęgniarka Adwokata. Sam Adwokat, złożony chorobą pan i władca losów maluczkich, w interpretacji Piotra Garlickiego przypominał smutnego diabła pogrążającego ludzkie dusze w imię ocalenia ich życia przed abstrakcyjnym sądem. Jednym z tych pogrążonych był kupiec Block, świetnie zagrany przez Janusza Michałowskiego. Z werwą zabłysnęła w debiutanckiej roli Praczki od niedawna występująca we Współczesnym absolwentka Akademii Teatralnej Magdalena Nieć. W sumie - cały zespół teatru zaprezentował grę na najwyższym poziomie. Oczywiście największe brawa należą się twórcy adaptacji literackiej oraz reżyserowi Maciejowi Englertowi. Wieloletni dyrektor sceny przy Mokotowskiej powrócił "Procesem" do najlepszego okresu swojej inscenizacyjnej twórczości. Zbudował widowisko mroczne, sugestywne, groteskowe, utrzymane w duchu powieści Kafki. Po inspirację sięgnął do klimatu filmów niemieckich z lat dwudziestych. Wtedy nie przeniesiono jeszcze dzieła Kafki na ekran, było na to za wcześnie, powieść nie podbiła jeszcze Europy. Ale gdyby to wówczas zrobiono, gdyby sięgnął po nią Fritz Lang, Georg Wilhelm Pabst albo Wilhelm Friedrich Murnau, przypuszczam, że efekt byłby zbliżony do tego, co pokazał na scenie Maciej Englert. Jego bliskie perfekcji przedstawienie, dbałość o dalsze plany oraz detale, konsekwencja w prowadzeniu narracji, zaowocowały efektem najwyższej próby. Zasługa w tym także umownie archaicznej scenografii przygotowanej przez Marcina Stajewskiego, jak również kostiumów zaprojektowanych przez Annę Englert. Z klimatem tragizmu i niedopowiedzenia harmonizowała złowieszcza muzyka Zygmunta Koniecznego. "Proces" w Teatrze Współczesnym to przedstawienie przygotowane z ogromną starannością, pieczołowitością i dbałością o każdy szczegół. Także końcowa scena, dodana przez Englerta, w której - po śmierci Józefa K. - pokazana zostaje loże z której uczestnicy fabuły obserwowali egzekucję, a teraz rozchodzą się w milczeniu, ma swoją mocną, skłaniającą do refleksji i zapewne niejednego rozwiązania interpretacyjnego, wymowę.

Deklaracja dostępności