Łgarz
Przegląd Powszechny nr 2/930, 1999

[...] Jednym z nielicznych dziś teatrów, będących prawdziwą szkołą dla młodych aktorów, pozostał warszawski Teatr Współczesny. Dowiodła tego po raz kolejny sylwestrowa premiera na Mokotowskiej 13. "Łgarz", którego wyreżyserował Pampiglione. Wiadomo, że twórca ten jest majstrem od commedia dell'arte, teraz też zrobił spektakl żywy, lekki, dowcipny, kolorowy - karnawałowy właśnie. Jest to wdzięczne bawidełko, należące do gatunku przedstawień, które po prostu ogląda się z przyjemnością. "Łgarz" na pewno będzie się cieszył powodzeniem, z punktu widzenia polityki kasowej decyzję wystawienia lego tekstu trzeba więc uznać za trafną. Jednakże, jak sądzę, wybór sztuki Goldoniego został podyktowany innymi względami. W tym przedstawieniu grają przede wszystkim młodzi i najmłodsi członkowie zespołu - dyrektorowi teatru, Maciejowi Englertowi, chodziło zapewne o to, by zetknęli się oni także z tym właśnie rodzajem aktorstwa. Rodzajem piekielnie trudnym, bo narzucającym po dyktatorsku skodyfikowaną konwencję, w ramach której aktor ma OBOWIĄZEK rozśmieszyć widza. Łamali sobie zęby na tym zadaniu wytrawni wykonawcy, większość z nich bywała przeważnie zupełnie niezabawna, inni z kolei modyfikowali po swojemu zasady stylu gry dell'arte (dotyczy to zresztą w pewnej mierze Krzysztofa Kowalewskiego, który wprawdzie stworzył w tym przedstawieniu postać przekomiczną, ale potraktował trochę, by tak rzec, wymijająco reguły gatunku). Młodzi wykonawcy ze Współczesnego uczciwie zmagali się z tą konwencją, każdy z nich miał przynajmniej kilka momentów, w których wzbudzał gromki śmiech widowni. Najlepiej poczuli się w gorsecie postaci Goldoniego Ewa Gawryluk i Piotr Adamczyk. Gawryluk, która od sześciu bodajże sezonów gra we Współczesnym, staje się aktorką coraz bardziej godną uwagi; po Ali z "Tanga", gdzie stworzyła nową zupełnie, zaskakującą i przekonującą koncepcję tej roli, pokazała się teraz w partii Colombiny, zalotnej, trochę naiwnej, trochę cwanej subretki o starannie wypracowanych, urokliwych ptasich ruchach. Nowych kobiecych talentów komediowych jest w polskim teatrze bardzo mało - Gawryluk niewątpliwie należy do tej grupki wybranek Opatrzności. Także Adamczyk w "Tangu" zagrał znakomicie, odnalazł odpowiedni ton łączący dramat z groteską, w "Łgarzu" w tytułowej roli, był zarazem uwodzicielski i bardzo zabawny, zaprezentował sprawność techniczną dojrzałego aktora. Warto wspomnieć, że i Gawryluk, i Adamczyk to osoby bardzo urodziwe, w dodatku o rysach subtelnych, wyzbytych przaśności, wulgarności. W dobrym tonie jest pomijanie kwestii urody naszych aktorów eleganckim milczeniem, co bardziej wyrafinowani zresztą tylko brzydotę uznają za walor prawdziwie artystyczny. Na szczęście ta moda, jak się wydaje, mija, ale efekty jej istnienia będą jeszcze długo widoczne. Trzeba więc stwierdzić, że wysiłki Englerta-pedagoga przynoszą spektakularne rezultaty, należy jednak dodać, że jego młodzież jest najwyraźniej pełna zapału do pracy. Każdy z młodych aktorów ze Współczesnego w każdej kolejnej roli prezentuje jakieś nowe umiejętności, nowe środki. Nie wszyscy oczywiście radzą sobie jednakowo dobrze, sądzę jednak, że nawet najsłabszy artysta z tego zespołu już wkrótce będzie w stanie zostawić daleko z tyłu starszych o dwadzieścia lat kolegów, którzy dziś uchodzą za czołówkę. Jeśli narybek Englerta nadal będzie tak poważnie traktował ten zawód, nie zrobi, rzecz jasna, wielkiej kasy, nie będzie zapraszany do telewizji na rozmowy w przerwie pomiędzy filmem akcji a konkursem audio-tele, nie będzie także pytany, co jada i w czym śpi. Nie zdobędą ci młodzi popularności konia wyścigowego - ale może za to zdobędą sławę.

Deklaracja dostępności